13

819 114 47
                                    

Służba – w tym również ja – już nigdy nie wróciła do spożywania kolacji w zacienionej kuchni. Dzień w dzień stół, przy którym dotąd zasiadał wyłączenie książę, nakrywano dla wszystkich mieszkańców pałacu. Wspólny posiłek stał się naszym małym rytuałem – kiedy słońce zachodziło, ludzie kończyli pracę i schodzili się na wieczerzę, a ci, co mieli już trudności w poruszaniu się po zamku, otrzymywali przy tym odpowiednią pomoc. Nawet Hala dołączyła do nas, gdy oparzenie zmalało na tyle, by mogła swobodnie siadać na drewnianym wózku z kołami.

Pierwszy grupowy posiłek był dla księcia naprawdę trudny – obserwowałem, jak wiercił się na krześle, wpatrywał ciągle w swój talerz i milczał speszony. Przez pewien czas obawiałem się, że może źle oceniłem cierpliwość młodego władcy i ten za moment wybuchnie, przyjmując swój dyktatorski ton i wyrzucając wszystkich z sali, lecz nic takiego nie nastąpiło.

Służba bardzo dobrze znała Adama, więc wszyscy wiedzieli, jak się zachować. Co takiego właściwie zrobili? Po prostu go zignorowali. Rozmawiali między sobą, śmiali się i przekomarzali – wszystko na tyle głośno, by wyrazić, że czują się przy księciu swobodnie, lecz wystarczająco grzecznie, aby nie wyjść na niewdzięcznych lub niewychowanych.

Ich strategia najwidoczniej podziałała, bo po kilku dniach Adam ewidentnie się rozluźnił. Gdy zauważył, że nikt nie ma do niego pretensji, nie jest na niego obrażony ani zły, powoli zaczął włączać się do rozmów, co z kolei – jak bez problemu zauważyłem – sprawiło, że Olimpia rozpromieniła się niczym poranny kwiat, a Thaddeus dostał wigoru za kilku. Moje przypuszczenia, że ta dwójka traktuje księcia jak własnego syna, tylko się potwierdziły.

Być może po raz pierwszy od pojawienia się klątwy Adam dopuścił do siebie ludzi, którzy przecież otaczali go od niemowlęcia. Czułem dzięki temu ogromną satysfakcję, lecz jeszcze większą przyjemność sprawiała mi sama obecność księcia. Obserwowanie go uśmiechniętego, beztroskiego w otoczeniu innych ludzi było niemal surrealistycznym doznaniem, jakbym ujrzał innego człowieka lub... tego samego, lecz przeniesionego do jakiejś magicznej krainy zupełnie niepodobnej do naszego padołu.

– Dobrze wiem, co robisz – zwrócił się do mnie Adam pewnego razu, gdy wkładałem brudne naczynia do bali z wodą. Stał gdzieś za mną, poza tym w kuchni nie było akurat nikogo więcej. – I wbrew sobie muszę przyznać, że ci to wychodzi.

Serce zabiło mi mocniej na dźwięk tego głębokiego półszeptu. Puściłem krawędź metalowej wanienki i powoli zacząłem się odwracać, siłą woli starając się osiągnąć niemożliwe – powstrzymać rumieniec zakwitający na moich policzkach.

– Jesteś typem obserwatora, prawda? – ciągnął. – Milczysz i przypatrujesz się innym, czytając z nich jak z książek.

– Ja... – zająknąłem się. Jeśli książę miał rację, w tamtym momencie wszelkie moje umiejętności odgadywania ludzkich intencji wyparowały pod naciskiem jego szarych oczu szklących się od wina wypitego podczas kolacji. Odchrząknąłem, by choć trochę zyskać na czasie. – Wybacz, Adamie, jeśli w którymś momencie zachowałem się nieodpowiednio.

Zrobił krok do przodu, przez co zbliżył się na tyle, że poczułem owocowy zapach jego oddechu. Powietrze między nami zrobiło się dziwnie gęste, a wszystkie dźwięki gdzieś wyparowały. Zupełnie jakby książę siłą grawitacji przyciągał wszystkie moje zmysły.

Przypatrywał się intensywnie, choć w wyrazie twarzy młodego władcy dostrzegałem też nutę ostrożności. Czyżby chciał coś zrobić, ale się powstrzymywał? Na wszystkich świętych i ich dary, dlaczego nie mogę pozbyć się wrażenia, że nie miałbym nic przeciwko?

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz