16

684 104 30
                                    

Miałem ochotę zaszyć się w swojej komnacie i wykrzyczeć w poduszkę całą nagromadzoną frustrację, lecz oczywiście nie zrobiłem tego. Ucieczka w stylu obrażonego dziecka byłaby czymś nieodpowiedzialnym, dlatego pomimo ściśniętego brzucha i okropnego samopoczucia kręciłem się po zamku, pomagając tam, gdzie akurat mnie potrzebowano. Próbowałem nie okazywać negatywnych emocji – mieszkańcy mieli wystarczająco zmartwień, by jeszcze przejmować się mną – lecz chyba niektórzy dostrzegli, że coś jest nie w porządku.

– Może chciałbyś dzisiaj odpocząć, Olivierze? – zapytała Olimpia, kiedy ugniatałem ciasto na makaron. – Obiad już prawie gotowy, poradzimy sobie z Halą. Te upały są doprawy uciążliwe, a ty pracujesz za trzech. Zasłużyłeś na trochę wytchnienia.

– To ma sens – mruknął pod nosem Thaddeus, który jak zawsze po drzemce odzyskał wigor i siedząc przy oknie, dłubał teraz w jakimś mechanizmie, chyba starym zegarze. – To ma sens...

Olimpia nie patrzyła mi w oczy, skupiając się na łuskaniu fasoli, lecz jej głos była tak delikatny i matczyny, że szarpnął we mnie strunę, o której niemal zupełnie zapomniałem. Ostatkiem sił powstrzymałem nagły szloch, który chciał wyrwać mi się z ust.

W pierwszym odruchu chciałem zachować się jak podręcznikowy heros i zadeklarować mężnie, iż nie ma takiej potrzeby, bym odpuszczał sobie pracę (zwłaszcza że i tak mało dzisiaj zrobiliśmy). Nie potrafiłem pozbyć się wrażenia, że ci wszyscy ludzie zmagający się z klątwą liczą na mnie, że nie poradzą sobie, że może znów wydarzyć się jakieś nieszczęście. Ale potem przypomniałem sobie słowa Adama: „Nie musisz brać na swoje barki losu całego zamku. Nikt od ciebie tego nie wymaga".

Cóż, byłem wściekły na księcia, ale dobrze wiedziałem, co miał na myśli. Zaangażowałem się w tutejsze życie aż nad wyraz, co – zważywszy na jego nieunikniony finał – również dla mnie mogło się źle skończyć. Polubiłem mieszkańców zamku, a oni zaakceptowali mnie jako członka swojej nieformalnej rodziny, więc jak to zniosę, gdy w końcu odejdą? Do tego doszło to wyczerpujące i stale rosnące od wypadku Hali poczucie odpowiedzialności.

Zawahałem się, co oczywiście nie umknęło Olimpii.

– Och, na bogów – zaczęła na pół zirytowana, na pół rozbawiona. – Thaddeusie, wesprzyj mnie, proszę.

Mężczyzna podniósł głowę i obrzucił nas mglistym spojrzeniem, które świadczyło o tym, że niezbyt uważnie nas słuchał. Szybko jednak zrozumiał, czego wymaga od niego towarzyszka i zainterweniował. Hala zachichotała pod nosem.

– Tak, hmm... To będzie... – Odkaszlnął i wyprostował się dumnie, lecz znałem go już na tyle, że nie onieśmielił mnie swoją powagą. – Jako... no, cóż, niegdysiejszy zarządca tego zamku, zwalniam cię z dzisiejszej służby. Możesz odejść, Olivierze. – I gdy Olimpia akurat nie patrzyła, mrugnął do mnie porozumiewawczo, uśmiechając się pod wąsem.

Westchnąłem, zawstydzony ich troską.

– No dobrze, ale gdybym był potrzebny, od razu mnie wezwijcie.

Usłyszałem szybkie potwierdzenie na trzy głosy i uciekłem, zanim ulubiona broń Olimpii, kuchenna ścierka, poszła w ruch. Nie uwolniłem się od wyrzutów sumienia, lecz rzeczywiście pobyt w tym miejscu, choć na wiele sposobów przyjemny, dużo mnie kosztował pod względem psychicznym – kłótnia z Adamem tylko to wszystko spotęgowała, dlatego też z ulgą zrzuciłem buty i położyłem się na kozetce w sypialni, korzystając z chwili samotności.

Wreszcie miałem czas, by ochłonąć i zaznajomić się ze wszystkimi emocjami, jakie buzowały w moim wnętrzu. Analizowałem dzisiejszą sprzeczkę, raz po raz wracając do słów, które najbardziej mnie zabolały, choć wiedziałem, że sam także nie zachowałem się należycie. Wrażenie, iż nasza rozmowa mogła przebiec zupełnie inaczej, gdybym tylko nie był taki rozgorączkowany, stawało się coraz silniejsze. Miałem ochotę leżeć, wściekać się na Adama i robić z siebie nieszczęśnika, karmiąc się złością tak, jak robiłem to w czasie kłótni, lecz ogień, który płonie jasno i rozprzestrzenia się gwałtownie, równie szybko się wypala. Podobnie jest ze skrajnymi uczuciami.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecWhere stories live. Discover now