26

519 67 35
                                    

Od razu dopadło mnie złe przeczucie. Może to z powodu późnej pory, a może przez fakt, że ognisty warkocz ciągnący się w oddali wskazywał na grupę przynajmniej kilkunastu osób – tak czy siak byłem przekonany, że stanie się coś niedobrego.

– To jeźdźcy. Poruszają się zbyt szybko, jak na podróżowanie piechotą – zakomunikowałem, oderwawszy zmrużone oczy od okna. Książę wyglądał na zamyślonego. – Adamie?

Zamrugał i zwrócił się w moją stronę.

– Musimy powiadomić pozostałych, że ktoś zbliża się do zamku. Niech straż spotka mnie w głównym holu, najlepiej w pełnym uzbrojeniu. Reszta ma się gdzieś skryć i zamknąć od środka. Tylko zostawcie sobie jakąś alternatywną drogę ucieczki, tak w razie ataku czy pożaru.

Ani jednego zająknięcia, gdy mówił to wszystko. Jego głos był twardy, a spojrzenie ostre jak brzytwa. Skupiał się wcześniej, zrozumiałem nagle, a nie zamyślił.

– Avery pokazał mi kilka miejsc z ukrytymi przejściami. – Kiwnąłem głową. – Przekażę to wszystko pozostałym, ale, Adamie, ja nigdzie nie ucieknę. Zostaję z wami.

Wiedziałem, że nie zaakceptował tej deklaracji, lecz powiedział tylko:

– Nie ma teraz czasu o tym dyskutować. Biegnij, mój drogi, beze mnie będziesz szybszy. Dołączę do was w holu.

Pocałowałem go szybko i pognałem w stronę komnat dla służby. To był niezwykle trudny dzień, większość osób szykowała się już do snu lub siedziała wspólnie nad butelką nalewki, rozprawiając cicho o panie Abolcie. Serce mi się krajało, że musiałem ich znów zaniepokoić. Wieści o nadciągających ludziach przyjęli jednak z opanowaniem i szybko podporządkowali się słowom Adama.

Gdy upewniłem się, że wszyscy będą bezpieczni, popędziliśmy z członkami i członkiniami straży do zbrojowni. Tajemnicza grupa jeźdźców znajdowała się daleko stąd, lecz nie mogłem uciszyć głosu krzyczącego w mojej głowie, że muszę się spieszyć. Zmęczenie, jakie odczuwałem jeszcze pół godziny temu, wyparowało. Próbowałem zrozumieć, skąd to zdenerwowanie we mnie – przecież nie wiemy na pewno, co się stanie – jednak w tym wypadku emocje znów wzięły górę nad racjonalnością.

Adam oraz trzech ochotników, którzy odmówili skrycia się z resztą służby, czekali na nas przy schodach w głównym holu. Bogowie, to tutaj wszystko się zaczęło, pomyślałem wtedy, tutaj chwyciłem świecznik i zszedłem do lochu za hałasem, jak się potem okazało, generowanym przez Sébastiana. Kolejny zły znak.

Straż skłoniła się niedbale Adamowi, od razu przechodząc do rzeczy.

– Co robimy, Wasza Wysokość? – zapytał Bruthus.

– Poczekajcie – wtrąciłem się. – Nie ukrywam, że też jestem zaniepokojony, ale czy powinniśmy zakładać najgorsze? Czego właściwie się spodziewamy?

Rozejrzałem się po zebranych, wiedząc, że bije ode mnie desperacja, jednak z całych sił miałem nadzieję, iż złe przeczucie wcale się nie sprawdzi.

– Sam fakt, że ktoś tutaj jedzie, jest na tyle osobliwy, iż musimy przyjąć najczarniejszy scenariusz – odparł Adam.

– Może to list z miasta? Albo posłaniec od któregoś z lordów? Może coś się stało, coś na tyle ważnego, że byli zmuszeni cię powiadomić pomimo zakazu kontaktu...

– Goniec byłby jeden, ewentualnie z dwuosobową ochroną – tym razem dołączyła się Rose. – Z tego, co mówiliście, mamy do czynienia z całą grupą.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz