15

667 101 24
                                    

Sprawdziłem wszystkie miejsca, w których Adam lubił spędzać czas, lecz nigdzie go nie spotkałem. Każdy zapytany, czy widziano dzisiaj księcia, odpowiadał wzruszeniem ramion lub szybkim pokręceniem głową (muszę przyznać, że ta ich tajemniczość i wycofanie akurat tym razem wyjątkowo mnie zirytowały). Bezowocne poszukiwania sprawiły, że z czasem cała nagromadzona ekscytacja ze mnie spłynęła. Adam prawdopodobnie przesiadywał w swojej wieży, a ja na razie nie czułem się na tyle pewnie, by przeszkadzać mu w prywatnych komnatach, zwłaszcza jeśli przeżywał aktualnie jakiś kryzys.

Przystanąłem na środku galerii prowadzącej wokół wewnętrznego dziedzińca, korzystając ze skrawka cienia, który rzucało zadaszenie. Z jednej strony powtarzałem sobie, że to, co chcę przekazać Adamowi, może poczekać, w końcu nie odkryłem jakichś wielkich rewelacji. Z drugiej jednak podskórna niecierpliwość swędziała mnie tak piekielnie, że miałem ochotę przełamać wszelkie obawy, wbiec na szczyt wieży, gdzie młody monarcha się zaszył, walić w drzwi i przekonywać go tak długo, aż wreszcie uwierzy, że być może jest w stanie zatrzymać całą klątwę. Ile mam czekać, aż raczy znów się pojawić wśród nas? Dzień? A może więcej? Co, jeśli w tym czasie rêva pierreu pochłonie kolejną osobę, a my moglibyśmy to zatrzymać?

Moje dylematy zostały szybko rozwiązane, choć nie w sposób, w jaki bym sobie tego życzył. W tamtym momencie Adam pojawił się bowiem na galerii.

– Olivierze...

Spojrzałem w bok, odrywając się od burzliwych myśli. Książę stał na końcu tarasu i uśmiechał się szeroko pomimo szarej klątwy pochłaniającej mu prawy policzek. Jego oczy iskrzyły się tłumioną ekscytacją, lecz wtedy ledwie zwróciłem na to uwagę. Gdzieś tam z tyłu głowy przemknęła mi tylko myśl, że po prostu cieszy się na mój widok. Potem pożałowałem, że nie jestem bardziej spostrzegawczy, lecz w tamtym momencie liczyło się wyłącznie moje odkrycie, dlatego od razu przeszedłem do ofensywy.

– Adamie, musisz mnie wysłuchać. – Oderwałem się od balustrady i rozentuzjazmowany ruszyłem w jego stronę. – Byłem znów w bibliotece i chyba mogę stwierdzić, że wreszcie mamy jakiś postęp w sprawie klątwy. Niewielki, ale zawsze coś.

Uśmiech księcia słabł wraz z każdym moim zdaniem.

– Odnalazłem tę księgę, a w niej, spójrz, piszą o cudodziejce, która was przeklęła. – Otworzyłem Żywoty świętych... na odpowiedniej stronie i wskazałem mu ilustrację kobiety z nożycami w jednej ręce i igłą w drugiej. – Zwą ją Krawczynią Dusz. Opis jasno wskazuje, że to musiała być ona!

Książę położył dłoń na mojej ręce, zasłaniając tym samym pożółkłą stronicę. Normalnie ucieszyłbym się podobnego gestu, jednakże wtedy myślałem o zupełnie innych rzeczach.

– Czy to może poczekać? – zapytał spokojnie. – Chciałbym zabrać cię teraz do ogrodu. Odłóżmy tę rozmowę na inny raz.

Zaskoczony uniosłem na niego wzrok, nie rozumiejąc, skąd u Adama ta dziwna postawa.

– Jak to? Przecież nie ma obecnie pilniejszej sprawy od tej – parsknąłem, delikatnie odsuwając księgę. – Błagam, nie mów mi, że nie chcesz dowiedzieć się czegoś o klątwie, która powoli was wszystkich zabija.

– A co, jeśli rzeczywiście nie chcę?

Zamarłem. W tamtym momencie – z całym podnieceniem i nadzieją, że może istnieć szansa na pokonanie przekleństwa i tym samym ratunek całego zamku – byłem jak rozgrzany do czerwoności metal, spokój i zobojętnienie Adama okazały się za to lodowatą wodą, którą na mnie wylał. Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli powiem, że powstałe z tego procesu kłęby gniewnej pary błyskawicznie mnie oślepiły.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz