5

792 140 51
                                    

Gdy mnie rozpoznał, ręka Sébastian zawisła w powietrzu, a jego powieki rozwarły się szeroko, ukazując źrenice powiększone od niedoboru światła. Pomyślałem wtedy, że przypomina szaleńca, kiedy ogniki ze świec odbijały się w tych dwóch bezdennych studniach.

Przykucnąłem przy kratach i przyjrzałem się bratu. Poza tym, że był brudny i zmarznięty, Sébastian wcale nie wyglądał gorzej niż przed pojmaniem. Przez ostatnie dwa tygodnie musiał przecież dostawać regularne posiłki, być może nawet bardziej obfite od tych serwowanych w naszym domu.

Widząc, że nic mu nie jest, poczułem szczerą ulgę, choć zabrakło we mnie jakiejś specjalnej euforii, której oczekiwałem. Sébastian z kolei zdawał się być zaskoczony, lecz niemal od razu poderwał się na nogi i bez żadnych słów wstępu przeszedł do działania.

– Szybko, Ollie, wyciągnij mnie stąd.

Cóż, mógłby chociaż zapytać, co tutaj robię lub jak dostałem się do zamku, jednak w tamtej chwili kierował mną głównie niepokój, więc powstrzymałem zgryźliwe uwagi cisnące się na mój język.

– Tam jest klucz! – Wskazał palcem na drugie wejście, przyciskając twarz do metalowych prętów. Brązowe igiełki zarostu pokrywały jego policzki i brodę, przez co wyglądał o wiele dojrzalej. – Wisi przy schodach.

Odwróciłem się i już miałem pędzić po klucz, kiedy przypomniałem sobie, po co w ogóle tutaj przyszedłem. Nie mogliśmy obaj uciec, nawet gdyby nikt nas po drodze nie zatrzymał. Bezprawne zniknięcie więźnia z królewskiej celi bez wątpienia zwróci uwagę księcia na naszą rodzinę. A jeśli straż pojawi się w domu i tym razem zabiorą ojca? Jeśli znów pojmą Sébastiana i za drugim razem kara będzie o wiele gorsza niż zwykłe więzienie?

– To nie ma sensu, Sébastianie – powiedziałem. – Ja... przyszedłem tu za ciebie.

Patrzył na mnie przez chwilę, aż w końcu pojął, co mam na myśli. Oblizał usta i uśmiechnął się nerwowo.

– Co ty wygadujesz? Uciekniemy razem. No dalej, podaj ten przeklęty klucz.

Po tonie głosu wyczuwałem, jak powoli zaczynał się pieklić z powodu mojego odwlekania. Jego oddech przyśpieszał, a knykcie pobielały, gdy zaciskał palce na kratach.

– Chcesz wrócić do domu i co? Czekać, aż straż zapuka do naszych drzwi? Będziesz teraz zbiegiem, za którym śle się list gończy, a ja razem z tobą!

Coś najwidoczniej zaczęło do niego docierać, bo szybko przejął inną taktykę:

– W takim razie obaj uciekniemy. Udamy się nad morze i zaciągniemy do pomocy na jakimś statku. Zaczniemy... – gorączkował się – zaczniemy życie pełne przygód! Dwaj bracia, rum i portowe dziewczyny! Co ty na to?

No, proszę, pomyślałem kąśliwie, rodzice nie potrafią pogodzić się z utratą Sébastiana, tymczasem on bez żadnego zastanowienia mógłby ich opuścić tylko po to, żeby uratować własny tyłek.

– Sprowadzimy zgubę na naszą rodzinę.

– Przynieś wreszcie ten klucz! – ryknął i walnął pięścią w kraty, aż podskoczyłem.

Ku własnemu zaskoczeniu nie poczułem ani gniewu, ani strachu. Tym razem – widząc go takiego zdesperowanego i rozeźlonego – wypełniło mnie jedynie współczucie. Wracaj do domu, pomyślałem, dalej wiedź swoje proste, pozbawione głębi życie. Wściekaj się na pechowe karty, rozglądaj za dziewczętami i wyczekuj corocznego festynu w mieście. Pij wieczorem mleko, żartuj z ojcem i podkradaj mamie kawałki ciepłego pasztetu. Ja i tak zawsze byłem zbędnym fragmentem w tej mozaice.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecWhere stories live. Discover now