9

825 127 36
                                    

Milczałem, przeczuwając, że stoję przed krawędzią, której przekroczenie odmieni wszystko, co do tej pory mi się wydawało. Co tam, ja to wręcz wiedziałem. Ich miny wyraziły już wszystko: Olimpia wykrzywiała usta, jakby obawiała się, że mnie przestraszą i zacznę uciekać, a książę Adam zrobił się jeszcze bardziej posępny (jeśli to w ogóle możliwe).

– Na zamek rzucono klątwę – powiedział wreszcie. – Na nas rzucono klątwę.

Znów ten gest ręki zataczającej w powietrzu okrąg.

A więc ludzie mieli częściowo rację, coś rzeczywiście wydarzyło się na zamku i sprawiło, że Laneceun odciął się z dnia na dzień od reszty królestwa.

Przeniosłem wzrok z oczu młodego władcy na ciemnoszare plamy na jego twarzy. To był zaledwie ułamek sekundy, ale mój gest nie umknął księciu. Monarcha uśmiechnął się cierpko i kiwnął głową.

– Zgadza się. Dobrze główkujesz, choć raczej nie było trudno się domyślić, o co chodzi, prawda? – rzekł. Jego głos był cichy i głęboki, lecz także odrobinę nerwowy; drgał, jakby książę po raz pierwszy opowiadał o klątwie na głos. Może rzeczywiście tak było? Czy dlatego dopadło mnie wrażenie, że nagle zrobiło się na swój sposób... intymnie? – Mówiąc w skrócie, wszyscy powoli umieramy.

Chciałem coś powiedzieć, lecz znów nie wiedziałem, jakie słowa byłyby najstosowniejsze. Zagryzłem wargę i spojrzałem w jeden z płomieni na świeczniku, zapominając na chwilę, że spoczywa na mnie baczny wzrok księcia. Sytuacje i obrazy, które pozornie nie miały ze sobą połączenia, teraz zaczęły układać się w mojej głowie w coś sensownego. Przypomniałem sobie duży, ciemny pieprzyk na policzku Olimpii oraz sposób, w jaki Thaddeus kulał – jakby jego noga była zupełnie sztywna. Odtworzyłem też rozmowę z Averym, który mówił o dziwnej chorobie ojca...

Przemyślenia pochłonęły mnie do tego stopnia, że nie zauważyłem, kiedy Olimpia wyszła z pomieszczenia. Zostaliśmy sami. Książę – nieruchomy, skryty w półmroku – wciąż badał mnie spojrzeniem niczym bestia zawsze gotowa do skoku.

Odłożyłem widelec i ponownie sięgnąłem po kryształowy kielich. W końcu odezwałem się niemrawo:

– Czy...

– ...możesz się tym zarazić? Nie, to klątwa z prawdziwego zdarzenia, nie jakaś morowa choroba – przerwał mi oschle.

Zmarszczyłem czoło. Nie podobał mi się ten ciągły, konfrontacyjny ton. Czy on tak zawsze? Wiecznie szuka zwady i powodu do ataku?

– Chciałem zapytać, czy mogę usłyszeć pełną wersję historii.

Chyba go zaskoczyłem, gdyż mógłbym przysiąc, że po raz pierwszy coś się w nim przełamało. Książę otworzył szerzej oczy, poruszył się, jakby było mu niewygodnie, i przełknął ślinę. Obserwowałem, jak jego grdyka unosi się i opada w cieniu podbródka. Tylko bogowie to wiedzą, ale zawsze miałem słabość do męskich szyi.

Nie rozpraszaj się, Olivierze.

Spuściwszy zaskoczone spojrzenie, młody władca wrócił do krojenia mięsa i zaczął wtedy mówić. Uznałem to za chwilowe rozsunięcie tej lodowatej kurtyny, która nas dotąd rozdzielała. Wyrachowana, dumna poza księcia zniknęła, został zwykły chłopak relacjonujący wydarzenia z przeszłości.

– To było podczas jednego z balów. Goście tańczyli w wielkiej sali lub przechadzali się po ogrodzie, dobrze pamiętam ciepło letniego wieczora wpadające z dworu przez otwarte wejście. Wszystko było takie kolorowe, pełne życia i zapachów, nie to, co teraz. – Rozejrzał się po ścianach. Dobrze wiedziałem, co miał na myśli. Poczułem tę wszechogarniającą martwotę, gdy tylko przekroczyłem bramę zamku. – Siedziałem na tronie i rozmawiałem z jakimś zagranicznym delegatem.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz