11

765 119 24
                                    

Następnego dnia wstałem z zamiarem zapytania kogoś o lokalizację biblioteki. Z rana zawsze czekało na mnie dużo pracy w kuchni, więc w pierwszej kolejności ruszyłem w jej stronę, właściwie odtwarzając trasę z wieczoru, gdy jadłem kolację z księciem. Kuchnia i spiżarnia znajdowały się bowiem na końcu niewielkiego korytarza za ukrytymi drzwiami, z których korzystała wtedy Olimpia, by przynosić nam potrawy.

Przestań ciągle wracać do tamtego wieczoru, upomniałem się zirytowany.

Promienie wschodzącego słońca padały na mnie równomiernym rytmem, kiedy przechodziłem obok okien rozlokowanych wzdłuż hallu. Każdy okruch światła odbijał się w lustrach, złotych ramach i kryształowych ozdobach. Choć pałac został zaniedbany, z łatwością potrafiłem wyobrazić sobie, jak wytwornie musiał wyglądać przed klątwą.

Mimo że poznawałem to miejsce coraz lepiej – nie dziwił mnie już lawendowy zapach pościeli, wiedziałem, że na noc trzeba zamykać północne okna, gdyż stamtąd wieje najzimniejszy wiatr, a Thaddeus zawsze wygłosi swoje ulubione powiedzonko bez względu na to, o czym się z nim rozmawia – nie mogłem przestać się nim zachwycać. Na bogów, sufit sali balowej znajdował się dwa razy wyżej niż czubek dachu naszej chaty! Jak tu się nie dziwić?

Czy w takim razie odznaczałem się próżnością? Nie powiedziałbym. A nawet jeśli... to przecież nadal nie byłem honorowym gościem zamku, tylko zwykłym pracownikiem, dla którego nawet takie życie okazało się luksusem po siedemnastu latach życia na wsi. Teraz, kiedy wiedziałem, z jakich pobudek mnie zatrzymano, łatwiej dało się zaakceptować fakt, że przebywałem tutaj jako więzień. Część mnie – ta nietęskniąca za domem i starymi przyzwyczajeniami – nawet się cieszyła, że Sébastian odrzucił podobną ofertę, a ja zająłem jego miejsce.

Mijałem kilka osób ze służby, obdarzając wszystkich uśmiechem i cichym „dzień dobry". Nigdy nie byłem głośnym czy zabawowym typem człowieka (w przeciwieństwie do Sébastiana i jego szemranych kolegów), wolałem ciszę i spokój, a każdą wolną chwilę spędzałem w miejskiej bibliotece (zazwyczaj samotnie), dlatego błyskawicznie i wręcz naturalnie dostroiłem się do zamkowego nastroju półsnu.

Gdy wyciągałem już rękę, by nacisnąć klamkę od drzwi prowadzących do jadalni, nagle usłyszałem cichą muzykę. Przystanąłem, nadstawiłem ucho, lecz wtedy dźwięki rozpłynęły się w powietrzu. Czy to było tylko złudzenie? Rozejrzałem się po korytarzu i gdy zobaczyłem praczkę przechodzącą z koszem pełnym prześcieradeł, zapytałem:

– Czy ktoś w tym zamku gra na fortepianie?

Kobieta uśmiechnęła się konspiracyjnie, wzruszyła ramionami i kiwnęła głową w stronę przeciwległych drzwi. Gdy spojrzałem we wskazaną stronę, zniknęła, a ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wyraz jej twarzy nie był mi obcy. Czy w podobny sposób nie zachowywała się wczoraj Rose? A Olimpia i Thaddeus... ile razy widziałem ten tajemniczy grymas na ich twarzach?

Czas naglił i już miałem sobie odpuścić, gdy muzyka znów rozbrzmiała gdzieś w oddali. Impuls ciekawości nie pozwolił mi pozostać obojętnym – odwróciłem się i wszedłem do przeciwległego pomieszczenia.

Znalazłem się w niewielkim (jak na standardy pałacu), wyłożonym boazerią pokoju, prawdopodobnie gabinecie, sądząc po masywnym biurku umiejscowionym na środku. Światło wpadające przez pojedyncze okno oświetlało skórzany fotel, pozłacany globus stojący w kącie, a także regały uginające się pod ciężarem książek i zwojów pergaminu. W środku nie było jednak żywej duszy, więc podszedłem do następnych drzwi, kierując się ku źródłu muzyki.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecWhere stories live. Discover now