27

501 68 20
                                    

Byłem głupcem, sądząc, że słowna konfrontacja chociaż trochę onieśmieli Sébastiana. Mogłem wytknąć bratu wszystkie wady, rozłożyć na czynniki pierwsze jego psychikę i wytłumaczyć cały mechanizm postępowania, ale i tak nie otworzyłbym mu oczu. Co ja sobie myślałem? Przecież nie stał przede mną człowiek potrafiący zwolnić i przeanalizować jakąś sytuację, w jego słowniku nie widniały wyrazy typu „ochłonąć" czy „wycofać się"...

Zrozumiałem to, ponieważ po części ten rodzaj działania dotyczył także mnie. Przez większość życia uważałem, że jestem inny niż Sébastian czy ojciec – mądrzejszy, bardziej rozwinięty emocjonalnie, a więc również dojrzalszy i nad wyraz opanowany. Lepszy. Tymczasem pobyt na zamku uświadomił mi, że to nieprawda. Owszem, w pewien sposób potrafiłem spojrzeć na siebie inaczej niż mój starszy brat, było we mnie trochę więcej autorefleksji, ale nadal musiałem stale walczyć z emocjami i pilnować się, by nie wpaść do bezdennej studni, która znajdowała się w umyśle każdego z mojej rodziny – tej wypełnionej zawiścią, chlupoczącej pretensjami i odbijającej echo gniewu.

Ów gorącokrwisty pierwiastek był zarówno częścią Sébastian, ojca czy nawet Louisa, jak i mnie – Adam nie raz przekonał się o tym na własnej skórze, gdy dochodziło między nami do kłótni. Dlatego kiedy ujrzałem starszego brata celującego mieczem w księcia, jego twarz wyrażającą stan na granicy szaleństwa i upojenia, wiedziałem już, że wydarzy się coś złego.

Może gdzieś tam głęboko Sébastian odczuwał niepewność i chciałby się wycofać – ba! podejrzewałem, że to właśnie strach kierował zawsze takimi osobami, jak mój brat – lecz jego oczy mówiły jedno: „Za bardzo się rozpędziłem, by teraz zawrócić".

Och, Sébastianie, pomyślałem, ile postawiłeś na ten jeden wieczór? Wydałeś wszystkie pieniądze, przejąłeś władzę w Złamanym Zębie, ujawniłeś się jako kryminalista... Co by się z tobą stało, gdybyś nie odniósł dzisiaj zwycięstwa?

Wydawałoby się, że stojąc na schodach, przeprowadziłem kompletną, wielogodzinną sesję psychoanalityczną nie tylko na Sébastianie, ale też na samym sobie. Tymczasem to, co przepływało przez mój rozgorączkowany umysł, trwało może kilka sekund, a do wielu z przemyśleń dochodziłem jeszcze długo po tym wieczorze.

Gdy Sébastian wydał ostateczny rozkaz, w holu rozpętał się chaos. Część łotrzyków rozproszyła się po bocznych pomieszczaniach, skąd po chwili zaczęła dochodzić kakofonia metalowych przedmiotów wrzucanych do worów. Pałac był tak ogromny, że plądrowanie go zajęłoby tym kilku osobom cały tydzień, nawet z pustym skarbcem, lecz pamiętam, że przez głowę przemknęło mi wtedy życzenie, aby tylko nie trafili do korytarza z portretami. Jeśli te dranie zniszczą wizerunek króla i królowej, Adam straci coś znacznie cenniejszego niż rodowe złoto.

Druga grupa rozbójników rzuciła się na księcia i jego obstawę. Wiedziony instynktem przetrwania, odwróciłem się i zacząłem biec w górę schodów. Pierwszy raz w życiu poczułem ten specyficzny rodzaj strachu, gdy masz ochotę krzyknąć, ale jednocześnie szczęka zaciska ci się z całych sił niczym żelazna kłódka. Zdążyłem usłyszeć tylko huk kroków za sobą, gdy dwie pary rąk chwyciły mnie za poły koszuli i boleśnie obaliły. Silny uścisk jednego z towarzyszy Sébastiana przytrzymał mnie na schodach, podczas gdy rudowłosa dziewczyna chwyciła moją głowę i obróciła ją tak, bym patrzył prosto na jatkę odbywającą się na dole.

Szarpałem się i jęczałem, lecz moi przeciwnicy mieli tak dużą przewagę, że nawet nie próbowali ze mną walczyć. Mogli za to sprawić mi zupełnie inny ból.

– Pooglądamy sobie przedstawienie – wysyczała mi do ucha dziewczyna.

Walka nie trwała długo. Pomocnicy Adama dzielnie stawiali opór – Sophie zdążyła unieszkodliwić dwóch zbirów, sprawnie celując w ich łydki lub uda, a Soma niczym rozwścieczony byk powalił trzech kolejnych, nim ktoś uderzył go w tył głowy – lecz niestety nie mieli szans wobec liczniejszego i znacznie sprawniejszego wroga. Szybko zostali więc unieszkodliwieni, a plac boju zamienił się w arenę dla Adama i Sébastiana, którzy poruszali się po okręgu jak dwie bliźniacze planety, nie spuszczając z siebie wzroku.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecWhere stories live. Discover now