Przyjaciel

4.6K 114 5
                                    

Postanowiłam, że będę sama. Przynajmniej przez pewien czas. Zawsze jednak chciałem mieć w domu zwierzaka. Takiego który czekał by na mnie i cieszył się z mojego powrotu. Z racji tego że w domu czasem nie ma mnie cały tydzień to to moje marzenie nigdy nie mogło się spełnić. Aż pewnego dnia trafiłam na ogłoszenie, że schronisko szuka wolontariuszy do wyprowadzania psów. Najpierw w pomyślałam, że to chory pomysł, ale gdy głębiej się nad tym zastanowiłam to doszłam do wniosku, że spróbuję.Tak oto stoję przed drzwiami schroniska. Ubrana w dres, no bo w co tu się ubrać dla psiaków, nieumalowana i rozczochrana. Znając moje szczęście to wezmą mnie za jakąś bezdomna. Pewnym krokiem przemierzam podwórko i idę wprost do biura. Naciskam klamkę i otwieram drzwi. Za biurkiem siedzi facet, dlaczego zawsze musi to być facet.

- Tak słucham- patrzy na mnie podejrzliwie. 

Sam nie wygląda dużo lepiej niż ja. Na głowie ma dredy, jakieś rzemyczki na rękach i podejrzane łańcuszki na szyi.

- Ja z ogłoszenia.- mówię

- A tak, to pani chce u nas sprzątać, tak?

- Nie. Znaczy, nie z tego ogłoszenia.- chcę dokończyć, ale on bezpardonowo wchodzi mi w słowo.

- To z jakiego ogłoszenia, bo nie bardzo rozumiem.

- Wolontariusz do wyprowadzania psów. 

- Aaaaa. Ok. Przyznam, że nieco zmylił mnie strój

Odezwał się, pomyślałam sobie, sam wygląda jakby właśnie wylazł z którejś budy.

- Pani zdaje sobie sprawę, że to jest poważne zadanie. Zwykle psy wyprowadzane są w określonym dniu, musi pani być sumienna i informować o swojej nieobecności. Mamy grafik, tu wszystko musi być dograne. Radzę się dobrze zastanowić. - powiedział z kpiną w głosie.

- Ja już to sobie przemyślałam i chcę to robić. Co do dyspozycyjności, może być gorzej...

|-A widzi pani już jest problem.- powiedział i nieco podniósł brew.

- Da mi pan dokończyć czy będziemy sobie przerywać w pół zadania. - Spojrzał na mnie kpiąco i wykonał gest zasuwania zamka na swoich ustach.

- Jak już mówiłam, zanim mi pan przerwał- tu znacząco podkreśliłam- z dyspozycyjnością może być problem, bo pracuję tez w pogotowiu.

- Jako ratownik medyczny? - od razu zauważył swoją gafę i podniósł ręce w geście obrony- przepraszam-wyszeptał

- Jako lekarka! 

_ Lekarka? Nie powiedział bym. - Znów mi przerwała. No dupek pełną gębą.

- Dobra, szukacie tych wolontariuszy czy tylko kogoś do dziwnych pogawędek? 

- Tak szukamy, tu ma pani formularz i regulamin. Proszę się zapoznać i postępować tak jak tu napisano.

Biorę od niego te dokumenty i wychodzę, bez do widzenia. Obyśmy się już więcej nie spotkali.

Na mój pierwszy spacer wzięłam niedużego, trochę starego i bardzo brzydkiego psa. Nie zależało mi na tym by był to jakiś cudny okaz. Ot pies to pies, a tego chyba nikt nie chciał brać na spacery. Sama czułam się jak ten psiak. Od teraz zawsze brałam tylko tego, wabił się Bruno. Jego właściciel zmarł, a rodzina nie miała co z nim zrobić i tak wylądował w schronisku, gdzie pewnie będzie do końca życia. Spacerowaliśmy sobie wesoło, po okolicznych parkach. Pies był zadowolony, a i ja miałam z tego niezła frajdę i dużą dawkę  świeżego powietrza. Z czasem zauważyłam, że zaczęłam gadać z tym psem, opowiadałam mu co robiła, gdy mnie nie było. Ten brzydki pies został moim przyjacielem.

Lubię to!Komentarz

Opowiem Ci jak...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz