Spacer

3.4K 93 2
                                    

- Ma pani niesamowitego psa. - Powiedział jakiś facet, który przechodził obok mnie ze swoim psem.
Następny, pomyślałam sobie.
- Tak, wiem. - odpowiedziałam, by się odczepił.
- Chyba ma już swoje lata? - drążył.
Szliśmy praktycznie obok siebie, on wysoki z ciemnymi włosami typ wikinga, dobrze ubrany, a ja w dresie bez makijażu. Z boku musieliśmy wyglądać jak z cyrku osobliwości. Nawet jego pies miał klasę.
- Tak się składa, że ja tylko go wyprowadzam jako wolontariusz w schronisku. Widzi Pan takich starych psów nikt nie chce już adoptować, więc choć trochę umilam mu życie.
- To czemu go pani nie adoptuje? - zapytał.
- Nie mogę, bo.... A zresztą nie będę się Panu tłumaczyć.
- Też, bym nie tłumaczył się jakiemuś obcemu facetowi. - zaśmiał się przyjacielsko i puścił mi oczko. - Może zaczniemy od początku. Jestem Bruno. - i wystawił dłoń na przywitanie.
Wybuchnęłam śmiechem. Po prostu tak mnie rozśmieszyło, że ten elegancki facet w butach wartych więcej niż cała moja garderoba ma na imię jak ten pies. Szybko się opanowałam, choć łzy w oczach zostały.
- Julia. - powiedziałam- A ten pies to Bruno.

Teraz on się zaśmiał, od razu zrozumiał ten zabawny zbieg okoliczności.

- No cóż widzi Pani...przepraszam widzisz Julio, mamy z Brunem wiele wspólnego, bo mnie też nikt nie chce na własność.- Zrobił przy tym smętne oczy.

A ja znów się zaśmiałam, tak szczerze i bez skrępowania, tak jak nie śmiałam się od ponad roku. Kontynuowaliśmy tą lekką pogawędkę. Nagle niebo zrobiło się czarne i lunął deszcz. Nie były to małe wesołe kropelki, które lecą z nieba, a fala tsunami spadająca wprost na nas. Mój towarzysz szybko zdjął marynarkę i podtrzymał mi nad głową, bym nie mokła. Drugą ręka złapał Bruna pod pachę, skrócił smycz swojego psa i pchnął mnie ku małej parkowej altance. Biegliśmy jednym tempem, a nasze serca wybijały wspólny rytm. W parę chwil byliśmy na miejscu przemoczeni, ale szczęśliwi, że udało się nam dotrzeć. Altanka miała dwie ścianki i razem z psami przywarliśmy do nich, by chronić się przed deszczem. Staliśmy tak blisko siebie, że czułam zapach jego perfum. Były takie jak on, męskie pachnące whisky i piżmem. Dawno nie byłam tak blisko faceta, dawno nie czułam tego męskiego ramienia nad sobą. On lekko obejmował mnie i swoim ciałem osłaniał od kropel deszczu. Czułam się przy nim taka mała i bezbronna. Pozwoliłam sobie na ta chwile słabości, zamknęłam oczy i głęboko zaciągnęłam się jego zapachem. Poczułam spokój mimo szalejącej na dworze burzy. Nagle moje myśli przerwał jego głęboki gardłowy głos.

- Julia nie zanosi się na to, że przestanie padać, a my zaraz tu zamarzniemy. Poczekaj tu z moim psem, a ja podjadę możliwie najbliżej autem i was zgarnę do środka. Potem odwieziemy Bruna i Ciebie do domu.

-Ok odpowiedziałam.- Wyrwana ze swoich rozmyślań.

Dał mi do ręki smycz swojego psa. Nasze dłonie na moment się ze sobą dotknęły, daje słowo, że poczułam przebiegający między nimi prąd. On chyba też to poczuł, bo spojrzał mi głęboko w oczy. Po jego czole płynęła kropla wody, a ja z trudem opanowywałam się, by jej nie wytrzeć. Oderwał ode mnie wzrok i pobiegł w kierunku parkingu. Co się ze mną dzieje. Przyrzekałam, że nigdy więcej, że będę sama i już. Jednak natury nie da się oszukać, a ja w głębi serca pragnęłam może nie związku, ale na pewno męskiego towarzystwa w łóżku. Widziałam jak szybkim krokiem oddala się od altanki, a ja stałam i czekałam, aż wróci.

Po 10 minutach usłyszałam ryk silnika i od razu wiedziałam, że to Bruno. No musze przyznać, że choć nie jestem jakąś wielką fanką motoryzacji to jego bryka była całkiem, całkiem. Zaparkował tuz przy altance i wyskoczył żeby pomóc mi z psami. Sprawnie zapakowaliśmy się do środka. A w środku było ciepło, było miło i przede wszystkim było sucho. 

- To gdzie was zawieść?- Zapytał

Szybko mu odpowiedziałam, on chwilę na mnie popatrzył, zmrużył oczy i ruszył. Droga była bardzo przyjemna, na zewnątrz padało, a my siedzieliśmy słuchając radia. Najpierw podjechał pod schronisko, by oddać swojego imiennika. Gdy piesek był już bezpieczny ruszyliśmy do domu. Przez padający deszcz niewiele widziałam na zewnątrz. Patrzyłam na jego zadbane dłonie, które trzymał na kierownicy. Imponowało mi z jaką lekkością prowadzi auto. 

-Jesteśmy na miejscu- powiedział

-Ale to nie jest moja ulica, to jakiś dom.

-Tak to mój dom. Szybko wysiadamy i biegniemy do środka.

-Chyba nie...-zaczęłam

-Nie grymaś tylko chodź. Twoje mieszkanie jest pół godziny drogi dalej. Dodatkowo jesteś cała przemoczona. Obiecuję ci, że będę grzeczny. - powiedział i spojrzał na mnie  z nuta opiekuńczości.


To było głupie, to było niestosowne, ale byłam naprawdę cała mokra i było mi mega zimno. Szybko otwarłam drzwi i pobiegłam pod jego dom. Był tuż za mną, otworzył drzwi i pchnął mnie lekko do środka. 

-Wchodź i czuj się jak u siebie, ja jeszcze muszę wytrzeć pieska. 

Weszłam do ładnego salonu w stylu loftu. Tu wszystko miało swoje miejsce. Roślinki poustawiane na półkach miały bardziej intensywny kolor niż normalnie. Wnętrze było urządzone ze smakiem. Nie miałam jednak okazji zbyt dobrze się wszystkiemu przyjrzeć, bo poczułam jak lekko popchnął mnie w stronę łazienki. Szedł tuż za mną i kierował którędy iść. 

Gdy już byliśmy w środku powiedział.

-Zdejmij buty i wskakuj pod prysznic. -powiedział

Szybko zaczęłam zdejmować buty. Z każdym, ruchem drżałam z zimna coraz bardziej. Gdy to zrobiłam wziął mnie na ręce i wniósł do kabiny. Odkręcił ciepła wodę, a z deszczownicy od razu spadł na nas ciepły deszcz. 

-Cieplej ci?- zapytał

-Tak. -to było nowe doświadczenie, stałam w ubraniu pod prysznicem z całkiem obcym facetem i było mi  z tym dobrze. Jeszcze parę miesięcy temu nie pozwoliłabym sobie na takie zachowanie. 

Ciepły prysznic to było wybawienie. Czułam jak ciepło rozchodzi się po moim całym ciele. Zrobiło mi się błogo i po prostu dobrze. Resztkami świadomości uchwyciłam, że Bruno zaczyna zdejmować ze mnie ubrania.

-A obiecałeś, że będziesz grzeczny- bardziej wymruczałam niż powiedziałam.

-I jestem- Opowiedział i w dalszym ciągu ścigał ze nie mokre ciuchy.

Naga poczułam na sobie szorstkość ręcznika i miękkość szlafroka. Moje stopy znów znalazły się ponad ziemią. Mój nowy znajomy niósł mnie do łózka. Jednym ruchem położył mnie w pościeli, a sam przywar całym ciałem do moich pleców.

- Ciepło ci? - zapytał z troską

- Tak.- Odpowiedziałam i to były ostanie słowa, które pamiętam.

Opowiem Ci jak...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz