Rozdział 27

700 54 61
                                    

Marinette stała w swojej łazience i kończyła robić delikatny makijaż, a Plagg siedział obok niej na blacie i przyglądał się jej z ciekawością, co i raz bombardując ją pytaniami.

- A jak się mają pozostałe kwami? Wypuszczasz je czasami, czy raczej siedzą tam zamknięte?

- Ostatnio nie wyciągałam szkatułki, więc siedzą zamknięte. Chyba nic im nie będzie, co?

Marinette lekko zaniepokojona odsunęła się od lustra i przyjrzała się zrobionej właśnie kresce na powiece. Uznając, że jest w porządku, spojrzała na Plagga, który zaczął bawić się jej kosmetykami. Stworzonko odkręcało właśnie tusz do rzęs, nic nie robiąc sobie ze spojrzenia Strażniczki.

- Plagg?

- Nie przejmuj się, nic im się nie stanie jak trochę posiedzą w swoim specjalnym wymiarze. Tikki nic ci nie mówiła? – zaintrygowany powąchał plastikową szczoteczkę.

- Coś wspominała... Plagg, czy mógłbyś przestać?

- Nie – Plagg ze śmiechem zakręcił tusz i odłożył na blat. Potem złapał za paletkę z cieniami i otworzył je zaciekawiony. – Fajne masz te rzeczy, Marinette. Ale czy naprawdę będziesz używała tych wszystkich kosmetyków? Rozumiem, że to wszystko po to, aby ładniej wyglądać, ale według mnie już wyglądasz bardzo dobrze.

Marinette z lekkim uśmiechem dokończyła malować kreskę na drugiej powiece i porównała oboje oczu. Kątem oka zauważyła, że Plagg łapką dotyka różnych kolorów cieni, a na jego czarnej skórze istniał już całkiem pokaźny zestaw odcieni. Chwyciła z blatu tusz do rzęs, którym wcześniej bawiło się stworzonko i zabrała się za kończenie makijażu oka.

- Dzięki, Plagg. I nie, nie będę używać ich wszystkich. Zaraz kończę.

- A to do czego?

Uwalony kolorami Plagg podszedł do metalowej zalotki do rzęs i spróbował nią poruszać. Rozbawiona dziewczyna odebrała mu narzędzie z łapek i pokazała na jakiej zasadzie działa.

- To zalotka. Służy do podkręcania i podnoszenia rzęs.

- Ale ty masz ładne rzęsy, Marinette.

Plagg z wielkimi oczami przyglądał się jej twarzy. Podleciał na wysokość jej głowy i spojrzał na siebie w lustrze tuż obok.

- Hah, patrz! Ja też się pomalowałem – wyszczerzył się do dziewczyny.

Marinette nie potrafiła powstrzymywać się dłużej i wybuchła radosnym śmiechem. Widok Plagga w tym stanie był dla niej naprawdę niecodziennym przeżyciem. Kolory były obecne na jego pyszczku, łapkach i brzuchu i wyglądał, jakby wpadł do pudełka z kolorowym, błyszczącym proszkiem.

- Chodź, lepiej cię umyjemy – delikatne złapała go w dłonie i odkręciła letnią wodę w kranie.

- Nie trzeba mnie myć, ja też chcę ładnie wyglądać!

- Spokojnie, później ładnie cię pomaluję.

Stworzonko wlazło pod bieżąco wodę i przez chwilę tylko stało nieruchomo. Marinette podała mu mały ręczniczek, który zwykle używała do wycierania twarzy.

- Umyj się dobrze, a ja dokończę makijaż.

Plagg cicho prychnął i rogiem ręcznika zaczął przecierać plamy kolorowych cieni.

Marinette wzięła do ręki prasowany róż do policzków o delikatnym kolorze i nałożyła małą jego ilość na skórę twarzy. Następnie odpięła klamrę, która przez cały ten czas trzymała z tyłu jej włosy i opuściła kosmyki po obu stronach twarzy. Delikatne fale układały się na jej ramionach i plecach, a gęsta grzywka częściowo przykrywała jej brwi.

Kiedy jesteś obokDonde viven las historias. Descúbrelo ahora