Rozdział 4

964 56 76
                                    


Nadszedł październik, a z nim chłodne dni. Marinette musiała ostatnio wygrzebać z szafy zeszłoroczną kurtkę na jesień, która wisiała teraz na głównym wieszaku przy drzwiach wejściowych. Pomyślała jeszcze, że może uszyje sobie nową czapkę, rękawiczki i szalik. Najpierw jednak musi ukończyć obecny projekt.

Wpatrywała się właśnie w przybliżone zdjęcie Czarnego Kota, które znalazła na Biedroblogu. Zdjęcie było wyjątkowo dobrej jakości i można było zobaczyć dokładnie każdy fragment kostiumu superbohatera. Dziewczynę jednak najbardziej interesowała czarna maska oraz kocie uszy.

Na jej biurku stała głowa manekina, na której Marinette układała po kolei materiały i dopasowywała je do kształtu nosa, oczu i czoła. Potrzebowała jednak mieć podgląd oryginału, żeby osiągnąć jak najlepszy efekt. Patrzyła teraz w oczy chłopaka ze zdjęcia i przypomniała sobie jak ostatnio na nią spoglądał.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk nadchodzącego połączenia.

Ciemnowłosa od razu odebrała i włączyła tryb głośnomówiący, żeby móc jednocześnie wprowadzić ostatnie poprawki przy masce. Usłyszała głos Luki.

- Cześć, Marinette. Nie przeszkadzam ci?

- Cześć, Luka. Akurat pracuję nad nowym projektem, ale mi nie przeszkadzasz, spokojnie. Mogę pracować w międzyczasie.

- Cieszę się – chłopak przez chwilę milczał, jakby próbował zebrać słowa. Marinette aż przerwała pracę i spojrzała na telefon.

- Luka?

- Marinette, chciałbym cię zaprosić na koncert Jaggeda w tę sobotę. To będzie jakaś charytatywna zbiórka pieniędzy. Pójdziesz ze mną?

- Inni też idą?

- Szczerze mówiąc nie wiem jak inni. Mi zależy tylko na tym, abyś ty ze mną poszła.

W tym momencie Marinette zauważyła jakiś ruch za oknem i ukuła się w palec, trzymaną w ręku szpilką. Złapała szybko za chusteczkę i owinęła nią palec.

- Zapraszasz mnie na randkę, Luka? – zapytała cieńszym głosem.

- Tak, Marinette. Pójdziesz ze mną na randkę na koncert Jaggeda Stone'a?

Dziewczyna zmieszała się lekko. Słysząc na tarasie ciche dźwięki, już zupełnie wyłączyła myślenie.

- Luka, dziękuję ci, ale muszę to jeszcze przemyśleć.

- Nie ma sprawy, Mari. Mamy jeszcze parę dni, więc nie musisz się spieszyć z decyzją. A nawet jeśli nie chcesz iść na koncert, to zawsze mogę cię zabrać w inne miejsce.

- Nie! Koncert jest w porządku. Po prostu... muszę się zastanowić, dobrze?

- Dobrze. Będę już kończył. Miłego dnia, Marinette.

- Pa, Luka.

Marinette rozłączyła się i odłożyła pośpiesznie telefon. Usłyszała ciche pukanie w klapę od tarasu. Pozostając przy biurku złapała myszkę od komputera i zamknęła przeglądarkę. Na pulpicie monitora widniało teraz jej zdjęcie z rodziną. Zawołała głośno w stronę klapy.

- Wejdź, Kocie!

Po chwili chłopak był już na dole. Podszedł do niej z dziwną miną. Marinette postanowiła pokazać mu owoce swojej pracy.

- Zaraz ci coś pokażę, ale najpierw spójrz na to! – powiedziała z wyrzutem, wyciągając w jego stronę zraniony palec. Można było na nim zobaczyć ślad ukucia. – To dla ciebie się tak poświęcam. Przed chwilą ukułam się szpilką.

Kiedy jesteś obokWhere stories live. Discover now