25.

38 5 2
                                    

Pov. Taka
Kiedy z Mondo podeszliśmy do stołu to zauważyliśmy, że nie było Kyoko, Junko i Mukuro.

-Ey gdzie jest Kyoko? I Junko z  Mukuro? - zapytałem.
-Kyoko była zmęczona, a Mukuro źle się poczuła, więc Junko z nią poszła do mojego domu. - powiedziała Sayaka.
-A wlasnie Makoto, Byakuya. Kyoko wam przekazała, że śpicie u mnie? - powiedział Leon.
-Nie.. Akurat dziś nie było okazji pogadać. - odpowiedział Makoto drapiąc się po karku.
-A no to już wiecie. - Uśmiechnął się do nich, a wyłącznie Makoto odwzajemnił.

Porozmawiałem z Byakuyą, podczas gdy Mondo rozmawiałam z każdym. Dziwnie się czułem jak Byakuya nie powiedział nic szorstkiego w moim kierunku, a wręcz przeciwnie. Był spokojny i miły. Makoto najwidoczniej ma na niego dobry wpływ, ale zauważyłem, że głównie do mnie i Mondo jest narazie taki miły.
***
Około północy zaczęliśmy wszystko sprzątać. Jak skończyliśmy to rozdzieliliśmy się do swoich domów. Akurat ja i Mondo szliśmy razem z Leonem, Byakuyą i Makoto, bo dom Leona znajdował się obok domu Mondo, ale zauważyliśmy jasną poświatę z kierunku naszych domów i unoszący się dym. Każdy z nas pobiegł z tamtym kierunku. Dom Leona zaczął się palić. Byakuya widocznie czegoś się wystraszył i pobiegł wgłąb budynku.

-Poczekajcie tu! Musze coś szybko zabrać! - krzyknął szybko.
Mondo złapał Makoto, który chciał pobiec za swoim chłopakiem, a ja stałem jak sparaliżowany. Nim się obejrzałem dom zaczął się zapadać przez zwiększający się płomień, więc Leon pobiegł po Byakuye. Po jego wbiegnięciu wejście się zapadło.
-Nie nie nie! - Makoto krzyknął, a Mondo go puścił. Makoto i ja próbowaliśmy jakoś odsunąć belki drewna, które nie były całkowicie pokryte ogniem, ale nasze starania były na marne, ponieważ jeszcze bardziej wszystko się zapadało.

Nagle usłyszeliśmy krzyk, ale nie rozpoznaliśmy, który z chłopaków krzyknął. Mondo, w czasie gdy my próbowaliśmy znaleźć inne wyjścia, pobiegł po resztę, aby nam pomogli. Budynek coraz bardziej się zapadał.

-Poczekaj tu. - rozkazałem chłopakowi i pobiegłem jak najszybciej potrafiłem na tyły budynku, gdzie był składzik. Zabrałem stamtąd siekierę i młot, i wróciłem szybko spowrotem. Dałem Makoto siekierę, a sam zacząłem rozwalać ścianę młotem. Ku mojemu zdziwieniu budynek się nie zawalał bardziej. Po chwili przybiegł Mondo z resztą i zaczęli ugaszać płomienie lejąc wodę z wiader, które napełniali pobliską rzeką. Po rozwaleniu ściany szybko z Makoto wbiegliśmy do środka.
-Byakuya! Leon! - krzyczeliśmy na zmianę. Usłyszeliśmy kaszlenie z piętra wyżej. Szybko tam się udaliśmy.

Leon ledwo stał na nogach próbując złapać oddech pośród duszącego dymu. My z Makoto również zaczynaliśmy kaszleć, ale z nami nie było jeszcze źle. Gorzej było z Byakuyą, ponieważ został przygnieciony przez jedną z belek i był nieprzytomny. Makoto uniósł belkę parząc sobie dłonie przez płomienie, a ja wyciągnąłem Byakuye.
-Bierz Leona stąd! Ja sobie poradzę!- krzyknąłem zdesperowany biorąc Byakuye na plecy. Makoto przełożył rękę Leona na siebie i udał się z nim w stronę wyjścia. Ja udałem się ich śladem, ale jednak mój plan się nie powiódł.

Schody pod moimi stopami się zapadły, a ja z Byakuyą zostaliśmy przysypani gruzami budynku.

Resztką sił i oddechu zacząłem wołać o pomoc, ale prawdopodobnie nikt nie usłyszał.

-Pomocy!... - po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie, ale byłem przytomny. Skupiłem się na Byakuyi, który zaczął kaszleć i się przebudzać.

-Spokojnie.. Damy radę.

Krwawa miłość //IshimondoWhere stories live. Discover now