27.

36 3 4
                                    

Pov. Taka
-Byakuya?
-Hm? - odpowiedział wracając powoli do siebie.
-Co ty tak trzymasz? - wskazałem na paczkę.
-A.. Racja. - rozejrzał się i spytał - Gdzie Makoto?
-Zaraz z nim wrócę dobrze? - chłopak spojrzał na mnie, a ja zacząłem szukać Makoto. Strasznie bolała mnie kostka, ale dopóki umiem chodzić to nie przejmuje się tym.

Podszedłem od tyłu do Makoto, złapałem go za kaptur i zacząłem ciągnąć do Byakuyi.

-C-co jest?!
-Twój chłopak wzywa. - puściłem go i usiadłem obok Byakuyi.

-Makoto.. Wesołych świąt.. - spojrzał na niego i wręczył mu prezent. Makoto otworzył paczkę, a w środku znajdowała replika złotego miecza. Makoto wyglądał na sparaliżowanego.

-Twoja pierwsza rozprawa była z tym związana. - Uśmiechnął się lekko. Makoto dotknął lekko pochwy miecza i zauważył, że również na dłoni zostaje złoty proszek.

-Jesteś idiotą.
-Przypomnę, że to Ty wręczyłeś mi książkę o genocide Jacku. Nie prosiłem o coś związanego z tym śmierdzącym stworzeniem.

Słuchając przekomarzanek Byakui i Makoto poczułem ciepły oddech na moim karku. Przeszły mnie dreszcze po całych plecach, ale nie odwróciłem się tylko nie zwracałem na to uwagi. Jednak szybko poczułem jak czyjeś usta zaczynają delikatnie muskać mój kark. Na moich policzkach poczułem ciepło, a sam przymknąłem oczy i oparłem się o oparcie ławki. Domyśliłem się kto za mną właśnie stoi, szczególnie przez cichy chichot Makoto.

Pocałunki zaczęły się zmieniać z delikatnych na bardziej czułe. Nieświadomie z moich ust wydobyły się ciche mruknięcia, przez co zasłoniłem swoje usta dłonią, a drugą dłonią spróbowałem odepchnąć głowę sprawcy. Po tym odwróciłem się i spojrzałem na Mondo.

-Jesteś głupi czy głupi?
-Jestem głupi na twoim punkcie. - puścił mi oczko, a ja zrozumiałem, że z każdym dniem coraz bardziej się w nim zakochuje. Mimo wszystkiego potrząsnąłem głową i uderzyłem go lekko w tył głowy.

-Opanuj się. Musimy coś ogarnąć dla chłopaków i kurde odkryć co tu się dzieje! - spojrzałem na niego zirytowany.

-Jakby nie patrzeć mamy 3 podejrzanych. Junko, Mukuro i Kyoko.

-Ale dlaczego Kyoko? - spytał zdziwiony Makoto, a Byakuya załamany westchnął.

-Czasami najlepiej zamilcz. - powiedział do niego.

-To logiczne czemu Kyoko. Przecież ona jest zakochana w Tobie Makoto. - powiedział Mondo.

-To.. Tak samo może być Toko, racja?

-Od kiedy opuściliśmy Akademię jakoś twoje łączenie faktów się zgubiło. - wspomniałem. - Toko od początku do końca była z nami w sali, a tamta trójka ją dawno opuściła.

-Gdyby to była Junko to by mi nic nie pomagała teraz - dodał Mondo prowadząc Byakuye do jego domu. - Chodź opatrzę cię w cieplejszym miejscu.

Ja z Makoto poszliśmy kilka kroków za nimi.

-To Junko ci pomaga? - spytałem.

-Sama do mnie podeszła proponując bandaże dla Byakuyi. Chciałem pójść do akademii po jakieś leki, ale ona mi odmówiła, a nikt inny by nie poszedł. Uznała, że jest to winna Mukuro. - odpowiedział pomagając wraz z Makoto zdjąć mu koszule, a ja namoczyłem materiał, który mi dał i po chwili wróciłem.

-I to dla ciebie nie jest podejrzane? Znika nagle z Mukuro, a później tak z dupy oferuje ci pomoc? Albo chce Ci się upodobać, albo coś knuje, bo to nie jest do niej podobne. - powiedziałem niosąc kubek wody dla Byakuyi.

Mondo zaczął przykładać zimny materiał do ciała Byakuyi i owinął to bandażami.

-Albo po prostu chce się zmienić? - dodał Mondo, na co ja prychnąłem śmiechem.

-Ostateczna rozpacz? Powątpiewam. Mukuro miała motyw, żeby powstrzymać coś co sprawiało Junko satysfakcję, dlatego nam pomagała. A Junko? Co innego ona może mieć "pozytywnego" w swoich motywach? - zapytałem.

-Po prostu przyznaj się, że jesteś zazdrosny. - uśmiechnął się do mnie.

-Stąpasz po cienkim lodzie Owada. - powiedziałem. Zdziwiło go, że powiedziałem zamiast jego imienia to nazwisko. Odwróciłem się na pięcie i udałem się do pokoju.

Usiadłem na łóżku i zacząłem masować kostkę. Nie minęła chwila, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

-Mogę wejść? - to był Byakuya. Nie czekał nawet na odpowiedź. Najwidoczniej spytał, bo czemu by nie? I sobie wszedł do środka.

Zauważył jak masowałem swoją kostkę, którą zaczęła powoli puchnąć. Kucnął przy mnie i obadał ją szybko i delikatnie.

-Niech się domyśle. Masz więcej ran? - zapytał.

-Nie.
-Nie udawaj przygłupa. Widziałem jak na nas leciały gruzy, a ty zasłaniałeś mnie swoim ciałem. - westchnął i podwinął mi koszulę na plecach. Położył delikatnie dłoń, a ja syknąłem z bólu. Wyciągnął jeden bandaż, który prawdopodobnie dał mu Mondo. Poszedł w kierunku łazienki, a po chwili wrócił z mokrym ręcznikiem. Przetarł delikatnie mi plecy z krwi i kurzu i owinął bandażami.

-Nie mamy jakiegoś tu mega sprzętu, ale dzięki temu nie zgromadzi ci się tam ogromna ilość bakterii. - powiedział i odłożył ręcznik na ziemię. Usiadł obok mnie.

-Kogo bardziej obstawiasz? - zapytał.

-W sprawie tego pożaru? Junko i Kyoko. Mukuro nawet będąc ostatecznym żołnierzem.. Wątpię, żeby to ona była sprawcą. Ledwo się rusza przecież. Kyoko mogła to zrobić z zazdrości, a Junko.. - westchnąłem.

-Żeby przypodobać się Mondo zgaduję? - dodał patrząc w ścianę.

-Możliwe.

-Widzę, że zazdrość cię zżera.

-Mhm.. - nie miałem nawet ochoty mu zaprzeczyć, ani samemu sobie w tym co czuje.

-Porozmawiaj z nim o tym lepiej. Omówcie wszystko na spokojnie. W przeciwieństwie do mnie i Makoto jeden z was nie chce stanąć na swoim, tylko chcecie zgody.

-To miłe co mówisz.. Pogadam z nim później. Narazie ledwo żyję.

-Widzę. Trzymaj się.

Krwawa miłość //IshimondoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz