Rozdział 6

5K 280 18
                                    

Słońce przedarło się przez brudne okiennice, łaskocząc mnie po twarzy. Przez chwilę wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w popękany, niegdyś biały sufit. A potem spadła na mnie rzeczywistość.

Byłam zamknięta w pokoju, w siedzibie gangu motocyklowego, bo wczorajszego wieczora widziałam, jak inny gang morduje człowieka. Widziałam cholerną orgię w salonie i omal nie zostałam zgwałcona.

Zacisnęłam mocno powieki, ale żaden z tych obrazów nie chciał zniknąć. Wyrył się po wewnętrznej stronie powiek, jak tatuaż. Zamrugałam kilka razy i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale drzwi nadal były zamknięte. Byłam cholernym więźniem.

Powinnam zwinąć się w kłębek na podłodze i rozsypać się na kawałki. Zamiast tego postanowiłam umyć zęby. Santana i Trinket zostawiły mi w łazience szczoteczkę i pastę do zębów, za co byłam cholernie wdzięczna.

Moje odbicie w łazienkowym lustrze patrzyło na mnie zmęczonymi, szarymi oczami. Po wczorajszym makijażu nie było nawet śladu. Wyglądałam blado i słabo.

Do moich uszu dotarł dźwięk przekręcanego klucza i drzwi zaskrzypiały lekko. Odwróciłam się w stronę dźwięku, czując jak całe moje ciało się spina. Nie miałam pojęcia co tym razem miało się wydarzyć. Czy naprawdę mogło być gorzej?

Tak, mogłaś być martwa, odezwał się głosik w mojej głowie.

Ostrożnie weszłam do pokoju, zatrzymując się niepewnie w progu na widok Houstona. Miał na sobie podarte czarne dżinsy, idealnie pasujące do motocyklowych butów. Na szarą koszulkę miał narzuconą swoją klubową kamizelkę. Wyglądał jak uosobienie męskości i testosteronu. Był szeroki w barach i wąski w biodrach i dałabym sobie obie ręce uciąć, że pod tą koszulką skrywało się idealnie wyrzeźbione ciało. Nie powinno mnie to w ogóle interesować.

— Big Jim chce cię widzieć — rzucił, obrzucając mnie spojrzeniem. Zagryzłam mocno wargę, pozwalając żeby skołtunione brązowe włosy opadły na moje ramiona, kiedy skuliłam się w sobie.

— Puścicie mnie wolno? — zapytałam.

— Wszystkie pytanie będziesz mogła zadać jemu.

Skinęłam głową.

— Czy z Suzie wszystko w porządku? — odważyłam się zapytać. Patrzyłam na jego przystojną twarz, ale bałam się spojrzeć prosto w jego oczy.

— Z kim?

— Suzie? — Przygryzłam wargę tak mocno, że poczułam na języku krew. — Ta nieprzytomna dziewczyna. Wczoraj...

— Żyje — przerwał mi. — A teraz chodź, czekają na ciebie.

Ruszył w moją stronę, jakby chciał mnie wytargać z tego pokoju siłą, ale wyciągnęłam przed siebie ręce.

— Czekaj! — powiedziałam, cofając się w panice. — Pozwól mi zadzwonić. Moja przyjaciółka będzie się o mnie martwić. Zniknęłam wczoraj w środku nocy, bez telefonu, bez torebki... Mogła już zawiadomić policję — jęknęłam żałośnie. — Pozwól mi tylko do niej zadzwonić. Powiedzieć, że... że żyję — zająkałam się.

Przez chwilę była stuprocentowo pewna, że odmówi. Stał na środku pokoju z tą samą znudzoną miną jak zawsze. A potem bez słowa sięgnął do kieszeni dżinsów i wyciągnął w moją stronę telefon.

Patrzyłam na jego wyciągniętą w moją stronę rękę z niepewnością.

— Nie wybuchnie — powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.

Potarłam policzek ramieniem i ruszyłam w jego stronę. Dłoń mi zadrżała, kiedy chwyciłam komórkę. Przez chwilę patrzyłam na nią pustym wzrokiem, próbując sobie przypomnieć numer Steph.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Where stories live. Discover now