Rozdział 20

4.7K 308 7
                                    

Uderzyłem zaciśniętą pięścią w drzwi. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, a ja starałem się utrzymać nerwy na wodzy. Byłem tak kurewsko wściekły, że miałem ochotę wywarzyć drzwi i zapierdolić tę cholerną blondynkę. Ale Romy by mnie znienawidziła.

Minęła długa chwila, aż wreszcie do drugiej stronie rozległo się szuranie, do którego dołączył dźwięk odmykanej zasuwy. W przewie między framugą a drzwiami dostrzegłem przerażone spojrzenie niebieskich oczy Steph. Chciała zamknąć drzwi, ale otworzyłem je gwałtownym ruchem, wchodząc do środka. Nie miała ze mną najmniejszych szans.

Głos jej zadrżał, kiedy wymówiła moje imię i zaczęła się cofać w głąb mieszkania. Zatrzasnąłem drzwi, a głuchy dźwięk unosił się w powietrzu, kiedy mierzyłem ją morderczym spojrzeniem. Była blada jak ściana i miałem wrażenie, że zaraz posika się ze strachu. Nienawidziłem tych sikających pod siebie.

— Dzwonię po policję — wyjąkała, dobijając nogami do kanapy i ściskając w dłoni telefon.

Uniosłem w górę brew, nie ruszając się ani o minimetr.

— Śmiało.

Nawet z tej odległości widziałem, jak jej krtań się porusza, kiedy nerwowo przełknęła ślinę. Nie zadzwoni po gliny, za bardzo się bała.

— Zdajesz sobie sprawę co mogłaś rozpętać? — powiedziałem, siląc się na spokój. Całą siłą woli musiałem się powstrzymywać, żeby nie zrobić czegoś głupiego.

Stephanie pokręciła gwałtownie głową, a jej krótkie blond włosy rozsypały się wokół jej twarz.

— Naprawdę chcesz, żeby Romy wylądowała gdzieś na pustyni z dziurą w głowie? — Przechyliłem głowę, czując w powietrzu jej strach. Śmierdział rozkładem. Słodki i mdlący. — Chcesz ją do kurwy nędzy zabić?!

Podskoczyła, a jej oczy zwilgotniały.

— Ja... chciałam.... Chciałam jej pomóc. Myślałam, że...

— Że co? — przerwałem jej, robiąc krok w jej stronę. Pisnęła jak zarzynana świnia. — Że zacznie sypać? Że magicznie wszystko się odkręci i będzie mogła wrócić do dawnego życia?

Jej dolna warga trzęsła się od tłumionego płaczu. Stephanie była jedyną osobą, która wiedziała gdzie i kiedy zniknęła Romy tej nocy, kiedy postrzelono Keya. Tylko ona mogła stać za tą całą szopką z policją. Romy chyba jeszcze się nie domyśliła, ale dla mnie było to kurewsko jasne.

— Chcesz pomóc przyjaciółce, to przestań próbować ją, kurwa, ratować. Nawet nie wiesz na co ją naraziłaś. A JA ZNOWU MUSZĘ JĄ RATOWAĆ!

Ratowałbym ją po tysiąckroć. Wszystko bym kurwa zrobił, ale nic mnie tak nie wkurwiało, jak idiotka która narażała jej życie przez swoją głupotę. Wild Griffins już usłyszeli plotki o mojej kobiecie gadającej z psami. Trzęśli gaciami, że zacznie sypać, a nie mogli sobie pozwolić na to, żeby gliny znowu im się dobrali do dupy. A strach robił z ludźmi popierdolone rzeczy.

Podszedłem do niej szybko, a ona chcąc się cofnąć upadła na kanapę. Położyłem dłoń na oparciu sofy, nachylając się w stronę dziewczyny. Ledwo oddychała z przerażenia. Jakaś część mnie miała na uwadze to, że to najlepsza przyjaciółka Romy i nie powinienem sobie robić z niej wroga, ale byłem zbyt wściekły, aby wziąć to pod uwagę. Liczyło się tylko to, żeby moja kobieta była bezpieczna. A wycieczki na komisariat zdecydowanie jej nie zapewnią bezpieczeństwa.

— Romy jest pod moją ochroną — powiedziałem cicho i powoli, tak żeby mnie dobrze zrozumiała. — Nie przetrzymuje jej siłą. Może odejść, kiedy tylko zechce.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Where stories live. Discover now