Rozdział 16

5.5K 368 42
                                    

Houston wysadził mnie pod świetlicą i odjechał bez słowa, kiedy tylko zniknęłam za przeszklonymi drzwiami budynku. Przed długą chwilę stałam na korytarza, zastanawiając się co wyprawiałam z moim życiem. W owej chwili było dużo rzeczy, które nie były zależne ode mnie, ale na miłość Boską, mogłam chociaż zapanować nad moją cipką. Nie powinnam pozwalać mu się dotykać. Powinnam wyznaczyć wyraźne granice i się ich trzymać. I nie powinien mnie obchodzić jego sześciopak, ani ta bezczelnie przystojna kwadratowa twarz. Za cholerę nie powinno mieć to znaczenia.

Wzięłam głęboki oddech, zanim ruszyłam w stronę biura. Musiałam dzisiaj zrobić inwentaryzacje i policzyć ile materiałów potrzebowałam zamówić na kolejny miesiąc. Kończyły się akryle i podobrazia. Młodsze dzieciaki dużo materiałów niestety marnowały. Na tym postanowiłam się skupić. Praca. Praca była dobra. Nie miała sześciopaka ani niewyparzonej, brudnej gęby która rzucała dziwnie seksowne i seksistowskie komentarze.

Z takim nastawieniem przeżyłam kolejne trzy tygodnie i powoli zaczęłam mieć nadzieję, że cały szajs jakim w ostatnim czasie stało się moje życie, powoli się uspokaja. Nadal mieszkałam u Houstona, nadal miałam eskortę, a Houston nadal zachowywał się jak oziębły, rzucający te cholernie seksowne spojrzenia, posąg.

Do mojego życia na powrót wdarła się bezpieczna rutyna. Podwozili mnie do pracy, potem wracałam, czasem wpadała Trinket albo Santana. Steph do tej pory mnie nie odwiedziła, a ja nie naciskałam. Dużo rozmawiałyśmy przez telefon. Houston czasami przychodził o przyzwoitej porze, więc jedliśmy razem kolację, starając się przy tym zachowywać jak cywilizowani ludzie. Nie był zbyt rozmowny, ale mimo to miło było mieć towarzystwo. Częściej jednak wracał, gdy na dworze było już kompletnie ciemno. Nie lubiłam tych wieczorów. Obecność Houstona w domu dawała mi dziwne poczucie bezpieczeństwa. Niby wiedziałam, że dom ma odpowiedni alarm, zabezpieczenia, a obraz z kamer zainstalowanych na zewnątrz był wysyłany na jego telefon. Mimo to dom był wielki, po środku niczego, ze skrzypiącymi podłogami.

Tego dnia po pracy nie zastałam na parkingu Houstona i dziwne rozczarowanie wypełniło mnie całą. Zamiast niego na motorze siedział Foghorn. Jak łaskawie wyjaśnił mi Houston, Foghorn nie był jeszcze jednym z Hellhoundersów. Przynajmniej nie w pełni. Był starszym prospektem. Na jego kucie więc był zarówno dolny rocker z lokalizacją klubu oraz górny z nazwą, jak łaskawie wytłumaczył mi któregoś wieczora Houston.

Foghorn był najmilszy ze wszystkich motocyklistów jakich do tej pory poznałam, a przynajmniej nie przerażał mnie tak bardzo jak pozostali. Był wysoki i dobrze zbudowany, a jego oczy w kolorze ciepłej czekolady współgrały idealny z półdługimi włosami w tym samym kolorze, który zazwyczaj związywał w niechlujny koczek z tyłu głowy. Zawsze uważałam, że faceci z długimi włosami wyglądali idiotycznie, ale Foghornowi zdecydowanie pasowały. Nadawały mu niefrasobliwego charakteru.

— Hej, laleczko. Gotowa na przejażdżkę? — Uśmiechnął się na mój widok. Wywróciłam oczami, ale kącik moich ust uniósł się w górę. Lubiłam jego towarzystwo, a może po prostu się do niego przyzwyczaiłam, zważywszy na to, że zazwyczaj to on mnie odbierał.

— Jak w pracy? — zapytał, pomagając mi zapiąć kask.

— W porządku. Jak twój dzień? Nadal każą ci robić za niańkę?

Wzruszył ramieniem, czekając aż za nim usiądę.

— Nie narzekam — Wyszczerzył zęby. — Przynajmniej trafiła mi się całkiem ładna podopieczna.

Prychnęłam rozbawiona.

— Cholera, nie powtarzaj tego twojemu staremu, bo odrąbie mi jaja tępą siekierką. A jestem do nich trochę przyzwyczajony.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz