Rozdział 12

4.6K 357 16
                                    

Dzisiaj dwa rozdziały, bo oba są bardzo króciutkie ;) Powoli zaczynamy rozkręcać akcję, skoro głowni bohaterowie już mnie więcej poznani ;)

CZYTASZ = SKOMENTUJ/ZAGWIAZDKUJ ;)

Chciałam pytać dalej, wiedzieć więcej, bo kiedy mówił wydawał się być prawie człowiekiem. A naprawdę potrzebowałam zobaczyć coś w tych martwych, bursztynowych oczach. Jednak wyraz jego twarzy i to jak ledwo dostrzegalnie marszczył brwi, sprawiło że nie miałam odwagi dopytywać.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa, a potem jego twarz znowu zamieniła się w kamienną maskę i zaczął skanować wzrokiem tłoczących się wokół nas ludzi.

Sama bałam się chociażby rozglądać. To wszystko było takie nowe, dziwne i przerażające.

— Pójdę skorzystać z łazienki — powiedziałam cicho, chcąc uciec stąd jak najszybciej. Houston oderwał spojrzenie od Hatcheta, który go zagadnął i skinął mi sztywno głową.

W powietrzu unosił się zapach smażonego mięsa, a dzieciaki nadal biegały wkoło, nie przejmując się tym, że robiło się coraz później. Mogłabym udawać, że wszystko jest normalne. Mogłabym, gdybym tylko nie czuła się taka przytłoczona.

Czułam na sobie spojrzenia ludzi, kiedy lawirowałam w tłumie. Serce biło mi szybko w piersi i nie marzyłam o niczym innym, tylko o tym, żeby zamknąć się w łazience i rozbeczeć jak pięciolatka. To wszystko najzwyczajniej w świecie mnie przerażało. Chciałam cofnąć czas i nigdy nie wychodzić ze Steph do baru. Mogłabym teraz malować w swoim pokoju i nie przejmować się tym, że uda mi się dożyć następnego dnia.

Siedzenie na kolanach Houstona i rozmawianie z nim budziło we mnie dziwne uczucia. Z jednej strony chciałam uciec od niego jak najdalej, a z drugiej chciałam spędzić tam całą wieczność. Nie potrafiłam wmówić sobie, że na mnie nie działał. Że nie czułam tego napięcia między nami. A przecież wytatuowani kryminaliści na motocyklach nie byli w moim typie. Może w typie Steph, albo mojej szalonej starszej siostry Polly, ale zdecydowanie nie w moim.

Żołądek skurczył mi się boleśnie, a rzeczywistość zwalała mi się na głowę, jak wiadro lodowatej wody.

— Romy, wszystko w porządku?! — Ręka Trinket złapała mnie za przedramię, ale wyrwałam się w biegu i ruszyłam w stronę przeszklonych drzwi na tyłach domu.

W środków również było tłoczno, a obraz rozmazywał mi się przed oczami. Z całych sil powstrzymywałam łzy. W końcu udało mi się dostrzec łazienkę, kiedy jakaś dziewczyna właśnie otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Weszłam do środka, zanim zdążyła je na powrót zamknąć i oparłam się o białe drewno, zaciskając z całej siły powieki. Dwie łzy spłynęły po moich policzkach, ale szybko jej otarłam i przekręciłam klucz w zamku.

— Ogarnij się, Romy — szepnęłam do siebie, zanim ochlapałam twarz lodowatą wodą.

Moje szare oczy były duże, a tusz nieco się rozmazał. Ale mimo wszystko nadal wyglądałam tak jak zawsze. Jak normalna dziewczyna, z normalnym życiem. Nie mogłam tego pogodzić w mojej głowie, bo przecież całe moje życie się posypało. Jakim cudem nadal wyglądałam tak samo, skoro tyle się zmieniło?

Głośne pukanie w drzwi, wyrwało mnie z zamyślenia.

— Romy, jesteś tam?! — Głos Trinket przeniknął do wnętrza małej łazienki. Szybko wytarłam twarz papierowym ręcznikiem i odchrząknęłam głośno, żeby nie drżał mi głos.

— Jestem — powiedziałam, otwierając drzwi.

Trinket patrzyła na mnie uważnie, a jej zielone oczy były zatroskane. Wydawała się być miłą kobietą, ale fakt że należała jako tako do gangu motocyklowego, sprawiał że nie potrafiłam jej zaufać. Jaka kobieta mogła przymykać oczy na zbrodnie swojego mężczyzny?

Z drugiej strony spędziłyśmy całkiem miło czas, przyrządzając sałatki i układając mięso na tackach. Żadna z tych kobiet nie wyglądała na zniewoloną, poniżoną. Były radosne, głośne i pełne życia.

— Co się stało, cukiereczku? — zapytała Trinket, wchodząc do łazienki i zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami, a ja czułam że jeśli zaraz nie usiądę, po prostu się przewrócę. Przysiadłam więc na brzegu wanny, biorąc głęboki oddech.

— Sama chciałabym wiedzieć — powiedziałam cicho.

— Romy, wszystko się uspokoi, zobaczysz. — Uśmiechnęła się do mnie ciepło. — Nie zawsze będziesz potrzebowała ochrony. W klubie jest wiele kobiet i prowadzimy normalne życie. Spójrz chociażby na mnie. — Położyła rękę na sercu. — Jestem tutaj od kilkunastu lat i mam się całkiem dobrze. Nikt mi nie grozi, nikt mi nie wpakował kulki w głowę. Prowadzę całkiem normalne życie, Romy. Jestem z Luckym od prawie dziesięciu lat, a za cztery miesiące wychodzę za mąż! Wild Griffins muszą się po prostu upewnić czy ich tyłek jest bezpieczny.

Pokręciłam głową, a brązowe włosy przysłoniły mi na chwilę widok.

— Wild Griffins na razie mnie nie przerażają — szepnęłam cicho. Taka była prawda. Zdawali się być tak nierzeczywiści, że nie potrafiłam się ich bać. Byli tylko odległą nazwą bez kształtu. Za to cała reszta...

— Co odpierdolił?

— Co?

— Houston — odparła twardo. — Co zrobił?

Zmarszczyłam brwi.

— Nic, właściwie nic. Po prostu...

Jak miałam jej to wytłumaczyć?

— Chcę żeby to wszystko się skończyło. Przepraszam, ale nie chcę tutaj być. Nie chcę tu być, Trinket. Całe moje życie się sypie, a ja jestem na jakiejś cholernej imprezie w gangu motocyklowym! — Oddech mi przyśpieszył i byłam pewna, że to atak paniki. Łzy spływały mi po twarzy, a wielka obręcz coraz ciaśniej zaciskała się wokół moich piersi. — Widziałam jak strzelają do mężczyzny! Próbowałam tamować krew w jakimś cholerny zaułku za barem! A potem mnie porwali i widziałam, jak oni wszyscy... jak pieprzą tę dziewczynę, a potem jakiś koleś włożył mi ręce pod stanik! Omal nie zostałam zgwałcona! — krzyczałam, kręcąc głową, jakbym chciała się pozbyć tych wszystkich wspomnień. Ale one nadal tam były. Wyraźne jak nowy tatuaż. — I nie mogę wrócić do domu! Chcę wrócić do domu! Proszę, Trinket chcę wrócić do domu.

— Romy... — Trinket znalazła się przy mnie, ale ledwo ją widziałam. — Hej, Romy, wszystko będzie dobrze. Musisz się uspokoić. Cholera jasna, poczekaj!

Jakbym dała radę się ruszyć. Serce biło mi tak szybko w piersi, że nie słyszałam nic innego oprócz tego ogłuszającego dudnienia. 

Jego własność (Hellhounds MC #2)Where stories live. Discover now