Rozdział 10

5.1K 296 20
                                    

Dzisiaj bonusowo z okazji 1tyś obserwujących! <3

A kolejny rozdział szykuje się z perspektywy Houstona!

Santana ubrała mnie w czarną bluzkę z pokaźnym dekoltem i obcisłe dżinsy z wysokim stanem. Wyglądałam całkiem zwyczajnie i stojąc przed łazienkowym lustrem, mogłam udawać że wybieram się w najzwyklejsze odwiedziny do znajomych. Gdybym tylko nadal nie widziała przed oczami twarzy Steph, kiedy wychodziłam z mieszkania i gdybym tylko nie była w siedzibie klubu motocyklowego...

A potem drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka wszedł Houston. Jak zwykle ubrane miał czarne dżinsy z metalowym łańcuchem przy boku i czarną bluzę z kapturem, na którą ubrał swoją kutę. Wyglądał groźnie i dreszcz przebiegł po całym moim ciele.

Spojrzał na mnie bez wyrazu, kiedy wyszłam z łazienki i posłałam mu zlęknione spojrzenie.

Przez chwilę po prostu na mnie patrzył i już zaczynałam wierzyć, że coś powie, ale on sięgnął w stronę łóżka i zabrał z niego moją kamizelkę. Rozłożył ją, czekając aż podejdę i pozwolę ją sobie założyć.

Zagryzłam mocno dolną wargę i spełniłam tę niemą prośbę. Odwróciłam się do niego tyłem. Założył kamizelkę na moje plecy, jednak się nie odsunął. Odgarnął moje brązowy włosy na jedną stronę i położył dłonie na moich przedramionach. Czułam jego gorący oddech, łaskoczący moją szyję, kiedy się nade mną pochylił. Stał tak blisko, że czułam na plecach ciepło, bijące od jego ciała.

— Nie mogę patrzeć na te twoje przerażone oczy — szepnął cicho, niemal z czułością. Przełknęłam głośno ślinę, gdy przysunął się jeszcze bliżej. Jego jedna ręka przesunęła się na mój brzuch, dociskając mnie do swojego torsu. Oddech stał się jeszcze gorętszy, a zaraz potem jego usta znalazły się na mojej szyi.

Dreszcz przebiegł mi po plecach, a mój własny oddech przyśpieszył i zacisnęłam z całej siły powieki, kiedy poczułam jego erekcję

— Zgwałcisz mnie? — szepnęłam cicho, otwierając oczy.

Znieruchomiał za moimi plecami. Oddech połaskotał mi ucho, kiedy westchnął cicho.

— Przysiągłem ci, Romy, że nic ci nie grozi — odpowiedział równie cicho. — Nigdy, przenigdy nie zrobię ci krzywdy. Nigdy nie zrobię czegoś wbrew twojej woli.

Wzięłam głęboki oddech, nie będąc w stanie się ruszyć. Nadal czułam go za sobą. Był jak skała, o którą mogłam się oprzeć.

— Czemu to robisz? — zapytałam.

Miałam wrażenie, że nam obu łatwiej tak rozmawiać. Nie widząc siebie nawzajem. Zamknęłam oczy, opierając się o niego. To było dziwne, bo kompletnie go nie znałam. Bałam się go, a jednocześnie od pierwszej chwili, gdy go tylko zobaczyłam, czułam się bezpieczna.

— Czemu mnie chronisz?

— Nie mam pojęcia, Romy. Chciałbym dać ci odpowiedź, ale naprawdę nie wiem. Dobrze?

Skinęłam głową.

— Dobrze.

Houston odwrócił mnie delikatnie w swoją stronę, nie odsuwając się przy tym nawet o krok.

— Ja ufam tobie — powiedział, trzymając mnie za ramiona i zniżając lekko głowę, chcąc złapać moje spojrzenie. — Ty zaufaj mi.

Doskonale wiedziałam o co mu chodziło. Tak jak powiedziała Santana. Wziął za mnie odpowiedzialność, ufał że będę trzymać język za zębami. Że się nie wygadam, bo od tego zależało to czy i on będzie bezpieczny.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora