Rozdział 39

3.7K 284 72
                                    

Moje powieki ważyły tonę.

Moje ciało było dziwnie odrętwiałe, a dłonie ciężkie i jakby nie moje. Mój umysł był zamglony i chociaż usilnie mrugałam, nie mogłam skupić na niczym wzroku.

– Romy?

Serce drgnęło w mojej piersi, otaczając je kokonem kuriozalnego spokoju. Ten głos. Ochrypły, przywodzący na myśl starą whisky i papierosy, sprawił że westchnęłam z ulgi.

Zamrugałam jeszcze raz, a ciepła, szorstka dłoń, zacisnęła się na mojej.

– Boże, maleńka słyszysz mnie? – Kciuk gładził wierzch mojej dłoni. – Jesteś już bezpieczna. Już po wszystkim.

Westchnęłam cicho, czując ulgę, kiedy to powiedział.

– Houston – szepnęłam, w końcu skupiając na nim wzrok. Wyglądał na wykończonego. Cienie pod bursztynowymi oczami odznaczały się wyraźnie i nie golił się od kilku dni, przez co wydawał się być jeszcze ostrzejszy, jeszcze bardziej groźny, a jednocześnie jeszcze nigdy nie był taki mój.

– Jestem maleńka – odpowiedział równie cicho, przykładając moją dłoń do swoich ust i składając na niej delikatny pocałunek. – Jestem przy tobie.

Moje usta były suche i spierzchnięte, a całe ciało bolało, jakbym się zderzyła z ciężarówką.

– To już koniec? – odważyłam się zapytać.

Jego oczy były łagodne. Patrzył na mnie z taką czułością, że gdybym nie leżała, ugięłyby się pode mną kolana.

– Już po wszystkim. Ten sukinsyn cię już nie skrzywdzi.

Skinęłam głową i od razu się skrzywiłam. Nawet to bolało.

– Jak długo tu jestem? Co się działo?

Znowu pocałował moją rękę.

– Przywiozłem cię tu dwa dni temu – powiedział miękko. – Niemal od razu mnie zgarnęli, więc nie mogłem być przy tobie wcześniej.

– Zgarnęli? – pisnęłam. – Policja? Przecież mnie uratowałeś!

Uśmiechnął się niewesoło, tym swoim na wpół kpiącym na wpół mrocznym uśmiechem, który tak lubiłam.

– Prawdopodobnie wyglądałem jak pieprzony psychopata. Wniosłem cię ociekając cały krwią. Od razu wezwali gliny. Zawsze ich wzywają do postrzałów. Spokojnie, maleńka. Rush szybko mnie wyciągnął.

Ledwo skończył mówić, a do sali wtargnęli moi rodzice i moje siostry. Wszyscy stanęli jak w ryci w progu, patrząc to na mnie to na trzymającego mnie za rękę Houstona.

– Kim... kim pan jest? – wyjąkał mój ojciec, patrząc z przestrachem na Houstona. Ten rzucił mi szybkie spojrzenie, zanim puścił moją dłoń i wyciągnął w stronę mojego taty.

Ojciec był postawnym mężczyzną, zbliżającym się do pięćdziesiątki, ale przy Houstonie wydawał się mniejszy i starszy. Wiedziałam co myśleli. Houston ich przerażał. Te wszystkie tatuaże, blizny, skórzana kuta z barwami klubu motocyklowego. Jeszcze pół roku wcześniej miałam takie same myśli.

– Benjamin Decker, proszę pana – powiedział, patrząc ojcu prosto w oczy. Kątem oka dostrzegłam, że Polly przygarnęła do swojego boku naszą młodszą siostrę Lily.

– Kto to jest, Romy? – zapytał tata, ignorując rękę Houstona i wpatrując się we mnie z pytaniem w oczach.

Spojrzałam na Houstona, zastanawiając się jak odpowiedzieć. Wyglądał na takiego zmęczonego. Zastanawiałam się, kiedy ostatnio spał.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Where stories live. Discover now