Rozdział 31

4.4K 270 19
                                    

Jej jędrny tyłek, ubrany jedynie w białe majtki w różowe serduszka podrygiwał rytmicznie, choć nie słyszałem żadnej muzyki. Miała na sobie jedną z moich czarnych, klubowych koszulek i musiałem przyznać, że wyglądała w niej naprawdę dobrze. Było coś cholernie podniecającego, w tym że nosiła moje ciuchy. Zupełnie, jakby jedynie utwierdzała mnie w przekonaniu, że w pełni należała do mnie.

Przed nią na drewnianej sztaludze, wisiał na wpół skończony obraz pełen kolorów. Nie miałem za gorsz poczucia estetyki i kompletnie nie znałem się na sztuce, więc malunek wydawał mi się być jedynie jedną, wielką kolorową plamą. W metalowym kubku obok sztalugi piętrzył się cały stos brudnych pędzli.

Za każdym razem, kiedy Romy podnosiła ręce w górę, materiał koszulki podjeżdżał wyżej, pozwalając podziwiać mi krzywiznę jej idealnego tyłka. Zawirowała w tańcu, znowu unosząc dłonie w górę. Miała zamknięte oczy, a w jej uszach tkwiły słuchawki. Delikatny uśmiech wykrzywił jej usta, sprawiając że wyglądała na całkowicie zrelaksowaną. Jakby czuła się tu, jak w domu. Podobała mi się ta myśl – to, że w końcu po trzydziestu pięciu latach tułaczki, miałem dom. A ona tworzyła jego część.

Oparłem się ramieniem o futrynę i skrzyżowałem ramiona na piersi, obserwując ją bez żadnego skrępowania. Miała bose stopy, a jej łydki i uda umazane były farbą. Fioletową smugę miała nawet na policzku. Przechyliła lekko głowę, a kilka brązowych włosów wysunęło się z niedbałego koczka, którego spięła na czubku głowy.

Jej stopy poruszały się lekko po drewnianej podłodze, wprawiając w ruch biodra. To był jakiś dziwny, hipnotyzujący rytm. Nie potrafiłem odwrócić od niej spojrzenia. Nawet gdyby obok wybuchła pieprzona bomba, gdyby w pomieszczeniu obok latały kule – po prostu nie potrafiłem odwrócić wzroku. Była jak magiczna istota – leśna, półnaga nimfa – która przez przypadek zbłądziła w moim pokoju. I była całkowicie moja.

Uśmiechnąłem się mimowolnie, a ona w tej samej chwili otworzyła oczy. Na jedną setną sekundy znieruchomiała z na wpół otwartymi ustami, a potem krzyknęła cicho, przykładając dłoń do serca.

Policzki miała zarumienione od tańca. Zdjęła z uszu słuchawki i posłała mi ten swój uroczy uśmiech. Uśmiech, jakim tylko ona mogła mnie obdarzyć.

– Cholera, Houston, przestraszyłeś mnie – powiedziała, odgarniając z czoła kosmyk włosów. – Długo tu stoisz?

Przechyliłem głowę, sunąc spojrzeniem po jej długich, nagich nogach. Mimowolnie oblizałem wargi, a ona zarumieniła się jeszcze bardziej.

– Wyglądasz obłędnie w moich ciuchach, maleńka – rzuciłem cicho, robiąc w jej stronę duży krok. –... ale myślę, że następnym razem powinnaś malować nago.

Uśmiechnęła się szerzej, kiedy złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Jej drobne, umazane zieloną farbą ręce dotknęły mojej klatki piersiowej. Przez chwilę zagryzała wargę, delikatnie gładząc palcami materiał mojej czarnej koszulki, wyjątkowo blisko miejsca gdzie powinno być serce.

– Mogłabym zmarznąć – Spojrzała mi w oczy z figlarnym błyskiem.

– Ogrzałbym cię, maleńka.

Wszystko bym dla ciebie zrobił, dodałem w myślach.

Zaśmiała się głośno, odchylając w tył głowę, a moje usta automatycznie rozciągnęły się w uśmiechu. Podobało mi się, że dzięki mnie się śmiała. Dawało mi to dziwną satysfakcję.

– Jadłaś coś? – zapytałem, zanim pocałowałem ją w czoło.

– Jeszcze nie. Próbowałam coś namalować.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Onde as histórias ganham vida. Descobre agora