Rozdział 18

4.9K 317 75
                                    


Hatchet siedział przy biurku w zbrojowni, czyszcząc przy tym swoją półautomatyczną trzydziestkę ósemkę. Podniósł na mnie pytające spojrzenie, kiedy zauważył, że ruszyłem w jego stronę.

Rzuciłem na drewniany stół srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie małej łezki. Potrzebowałem dodatkowego zabezpieczenia. Sam GPS w samochodzie nie wystarczy. Czułem się odpowiedzialny za tą małą i sama myśl, że ktoś mógłby ją skrzywdzić doprowadzała mnie do szału. Nie mogłem jej trzymać pod kluczem. Nie była suką, którą mogłem zamknąć w kojcu. Potrzebowała swobody, a ja potrzebowałem się nie martwić.

Hatchet podniósł w górę krzaczaste brwi.

— Ładny, ale gustuję w cipkach. — Przechylił głowę, patrząc na mnie z politowaniem. — Chyba ci taka jeszcze nie wyrosła, co?

W myślach widziałem, jak chwytam tył jego głowy i uderzam nią z całej siły w drewniany blat stołu. Wykrzywiłem usta w uśmiech, rozkoszując się widokiem rozbryzganej krwi.

— Potrzebuję, żebyś zrobił w tym nadajnik. Taki sam jak zrobiłeś w naszyjniku dla Księżniczki.

W zeszłym roku taki mały gadżet uratował Santanie życie. Hatchet uśmiechnął się rozbawiony i oparł wygodnie o opacie krzesła.

— Masz na myśli dla tej całej Tessy od JJ'a?

— Szczerze gówno mnie obchodzi jak miała na imię suka, która miała go nosić. Chcę taki sam dla Romy.

— Nieźle cię popierdoliło co?

Rzuciłem mu mordercze spojrzenie. Naprawdę zaczynało mnie nieźle wkurwiać ich gadanie. Przez całe niemal dwadzieścia lat w klubie nie wpierdalali się tyle co teraz.

— Mam nieźle popierdoloną robotę — syknąłem, zaciskając dłonie w pięści. — Więc wole, kurwa, dmuchać na zimne. Zrobisz ten pierdolony nadajnik czy będziesz się bawić w jebanego psychologa?

Wyciągnął ręce w obronnym geście.

— Wyluzuj, bracie. — Wywrócił oczami. — Zrobię.

— Dzięki, kurwa, bardzo.

Hatchet wyglądał na rozbawionego. Był w klubie dłużej niż ja i zawsze trzymał się blisko Big Jima. Nic więc dziwnego, że został vice. Nadawał się do tego. Miał łeb na karku i jaja ze stali. Ale nigdy nie powiedziałbym mu tego na głos. Wkurwiał mnie wystarczająco.

Zacząłem grzebać w kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki. Mała cholera zawsze gdzieś mi przepadała. Na szczęście tym razem była w lewej kieszeni. Wsadziłem papierosa między usta i odpaliłem. Paliłem tyle czasu, że czasem miałem wrażenie że fajka stała się przedłużeniem mojej ręki. Nikotyna mnie uspakajała, a odkąd poznałem Romy, paliłem jeszcze więcej niż do tej pory. Sprawiała, że mój mózg zamieniał się w papkę.

Byłem pewien, że została zesłana na moją drogę, za wszystkie moje pierdolone grzechy. Bo kurwa bankowo przez nią wykituję. Została zesłana na moją zgubę. Kiedyś moja matka w ćpuńskiej malignie powiedziała mi, że nie wykończą mnie w życiu choroby, fajki, narkotyki, ani alkohol. A kobiety... i kurwa pierwszy raz w życiu pomyślałem, że mogła mieć rację.

Mała Romy Wilson była moją zgubą.

Zaciągnąłem się mocno papierosem, wchodząc do salonu. Zegar wskazywał godzinę dwudziestą piętnaście. Na kanapie siedział Big Jim rozmawiając o czymś z Rushem. Ten nie wyglądał na zadowolonego. JJ przysiadł na fotelu z jakąś rudą laską na jego kolanach, która gapiła się na niego jak sroka w malowane wrota.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα