Rozdział 32

4K 267 16
                                    

Jest moja, pomyślałem kiedy jej seksowny tyłek zniknął za przeszklonymi drzwiami świetlicy środowiskowej.

Coś musiało być kurewsko nie tak ze wszechświatem, skoro taka słodka istotka należała do takiego sukinsyna jak ja. Bóg zdecydowanie nie istniał. A jeśli tak to miał naprawdę kurewsko zjebane poczucie humoru.

Nie miałem jednak zamiaru składać zażaleń.

Minął ponad miesiąc od momentu, kiedy rzuciliśmy Rake'owi worek z odciętą ręką jego siostrzeńca. Całe pieprzone trzydzieści dni ciszy. Nie wiedzieliśmy tylko czy to cisza przed burzą, czy Wild Griffins potraktowali to jako wyrównanie rachunków. Nienawidziłem tej niepewności. Sprawiała, że oglądałem się przez ramię na każdym pieprzonym kroku. Pierwszy raz w życiu czułem niepokój. Bo cholera jasna, pierwszy raz tak naprawdę miałem co chronić. I co stracić.

To było zupełnie inne uczucie, od tego które czułem, opiekując się za dzieciaka Trinket. Wtedy było tylko poczucie obowiązku. Nie zależało mi. Nie tak naprawdę. Teraz... na samą myśl, że Romy Wilson mogłoby się coś stać, widziałem na czerwono.

Mój telefon rozdzwonił się w kieszeni.

– Mów – rzuciłem, przykładając go do ucha.

– Jakaś laska cię szuka. – Po drugiej stronie odezwał się Rush. – Całkiem niezłe cycki, ale do Romy się nie umywa.

Zmarszczyłem brwi.

– Jaka, kurwa, laska? – warknąłem, zerkając w stronę drzwi, za którymi zniknęła moja kobieta.

– Mówi, że kazałeś jej przyjechać...Czekaj. – Po drugiej stronie rozległo się szuranie.

Co do kurwy?

– Jak ci na imię, słodziaku? – Głos był stłumiony, a zaraz potem na powrót zwrócił się do mnie. – Mówi, że nazywa się Tully Woods. Wyjebać ją za drzwi czy ci ją zatrzymać?

Zakląłem szpetnie.

– Już jadę – odpowiedziałem, zanim nacisnąłem czerwoną słuchawkę.

Jeszcze tego mi, kurwa, brakowało. Jebanej Tully i jej gówna. Odpaliłem silnik i ruszyłem do domu klubowego, najszybciej jak się dało.

Zaparkowałem przed klubem i mijając po drodze JJ i Sunny'ego, wpadłem do środka. Rozejrzałem się szybko po pomieszczeniu, aż w końcu udało mi się zlokalizować Tully. Miała na sobie potargane jasne dżinsy z dziurami na kolanach i mocno wyciętą bluzkę z amerykańską flagą. Na nogi ubrała gigantyczne szpilki w krwistoczerwonym kolorze, idealnie pasującym do jej ust. Wyglądała tanio.

Stała przy kanapie w otoczeniu Rusha, Big Jima i Bulla. Ten ostatni gapił się bez skrępowania na jej cycki.

– Co ty tu do kurwy nędzy robisz? – powiedziałem najbardziej nieprzyjemnym tonem, na jaki mnie było stać.

Spojrzała na mnie tymi wielkimi, zielonymi oczami, a na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie.

– Powiedziałeś, że mogę liczyć na ciebie, jeśli odejdę – wyjąkała, posyłając mi uśmiech.

– Nie. Powiedziałem, że możesz mnie znaleźć jeśli będziesz w Teksasie. Z czystej, pierdolonej uprzejmości. Nie mam zamiaru znowu wyciągać się z szamba, Tulls. Te czasy już dawno minęły.

Nie chciałem znowu być tym który miał pod opieką dwie wychudzone sieroty. Trinket od ponad dziesięciu lat nie była moim obowiązkiem. Potrafiła znaleźć faceta, pracę i utrzymać przy sobie te dwie rzeczy. Tully też musiała się ogarnąć. I nie chciałem być tym, który znowu miał jej pomagać. Przypominała mi tylko o gównie jakim było moje życie te kilkanaście lat temu. Przypominała mi o bólu i bezsilności.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz