37.

37 1 4
                                    

- Silent, silent...- krzyczała Kesha

- Co jest? O co chodzi?- spytałam wstając pomału i chwiejnie z podłogi

- Ktoś... No dobra inaczej.- zaczeła- Jacyś ludzie rozbili obuz w lasku, tu niedaleko.

- I...?

- Idziesz mi pomuc ich zabić?

- Jeszcze się pytasz?

Poszłyśmy na ten niby obuz i zabiłyśmy tak bez słowa ludzi, którzy na nim byli. Usiadłam na ziemi, pod drzewem i wpatrywałam się w ognisko, a Kesha jeszcze trochę podcinała ofiary.

- No i co teraz?- spytałam, gdy usiadła przed namiotem

Wzruszyła ramionami i zaczeła dokładać do ogniska. Siedziałyśmy tak bez słowa i prawie bez ruchu długie godziny. Nagle ktoś czymś żucił, okazało się że to maska Jack'a. Gdy przybiegli do nas usiedli przed ogniskiem i na przeciw siebie i tak siedzieliśmy.

- Mogę odzyskać maskę?- spytał Jack patrząc na mnie

Maska leżała na moich kolanach i prawie jej niezaóważyłam.

- Ta...- odpowiedziałam i oddałam mu maskę

Niezałożył jej, ale trzymał w rękach. Jeff, Kesha i Jack rozmawiali o ostatnich atakach i czymś tam jeszcze, a ja się tylko przysłuchiwałam. Zrobiło się po jakimś czasie trochę ciemno i zimno. Gdy już miałam wstawać coś przeleciało mi przed głową i usłyszałam strzał. Wszyscy się zerwali i zaczeli uciekać, razem ze mną. Gdy przebiegliśmy kilka metrów Kesha się zatrzymała i zaczeła się rozglądać. Wiedziałam że durzo niezaóważy, więc weszłam na drzewo i też się rozglądałam. Ktoś znowu nacisnoł spust i było słychać wystrzał. Gdy już miałam schodzić Kesha upadła na ziemię i sturlała się na duł (tak, był tam spadek), a Jack pobiegł za nią. Kolejny chuk i pocisk trafił w gałąź, na której stałam i się oderwała, a ja sama spadłam na ziemię.

- Żyjesz?- spytał Jeff

- Powiedzmy.- odpowiedziałam i wstałam

Usłyszałam że Jack znalazł już Keshe i whodził z nią na gurę, ale tego to ja się niespodziewałam. Jack niusł Keshe na plecach. Jeff i ja zostawiliśmy to bez komętarza i postanowiliśmy wrucić już do domów. Gdy byliśmy już przy obozie Jack musiał postawić Keshe i odpocząć. Niezajeło mu to długo, bo po chwili wstał, ale gdy miał już pomuc Keshy ktoś się na na niego żucił. To był Ben. Jeff podszedł i prubował ich rozdzielić słowami, ale nic to niedało więc prubował siłą, ale wylądował na drzewie. Kesha spojrzała na mnie ze złościom i już wiedziałam o co jej chodzi. Podeszłam do nich i też sprubowałam ręcznie, chwile się uspokoili, ale nienadługo. Jack wyjoł skalpel, a Ben mnie odepchnoł i znów żucił się na Jack'a. Upadłam na ziemię i skalpel Jack'a wbił się obok mojej szyji.

- Dość!- krzykła Kesha

Wszyscy na nią spojrzeli, nawet ci którzy się bili.

- Jack, Ben uspokujcie się.- dodała

Spojrzeli na siebię i znów na Keshe, po czym odsuneli się. Kesha, która siedziała pod drzewem prubowała wstać, ale niestety niemogła. Jack i Ben usiadli obok niej, a Jaff na przeciw ich, a ja weszłam na drzewo i usiadłam na gałęzi patrząc na gwiazdy i księżyc.

FREE LIFEDove le storie prendono vita. Scoprilo ora