- Silent, silent...- krzyczała Kesha
- Co jest? O co chodzi?- spytałam wstając pomału i chwiejnie z podłogi
- Ktoś... No dobra inaczej.- zaczeła- Jacyś ludzie rozbili obuz w lasku, tu niedaleko.
- I...?
- Idziesz mi pomuc ich zabić?
- Jeszcze się pytasz?
Poszłyśmy na ten niby obuz i zabiłyśmy tak bez słowa ludzi, którzy na nim byli. Usiadłam na ziemi, pod drzewem i wpatrywałam się w ognisko, a Kesha jeszcze trochę podcinała ofiary.
- No i co teraz?- spytałam, gdy usiadła przed namiotem
Wzruszyła ramionami i zaczeła dokładać do ogniska. Siedziałyśmy tak bez słowa i prawie bez ruchu długie godziny. Nagle ktoś czymś żucił, okazało się że to maska Jack'a. Gdy przybiegli do nas usiedli przed ogniskiem i na przeciw siebie i tak siedzieliśmy.
- Mogę odzyskać maskę?- spytał Jack patrząc na mnie
Maska leżała na moich kolanach i prawie jej niezaóważyłam.
- Ta...- odpowiedziałam i oddałam mu maskę
Niezałożył jej, ale trzymał w rękach. Jeff, Kesha i Jack rozmawiali o ostatnich atakach i czymś tam jeszcze, a ja się tylko przysłuchiwałam. Zrobiło się po jakimś czasie trochę ciemno i zimno. Gdy już miałam wstawać coś przeleciało mi przed głową i usłyszałam strzał. Wszyscy się zerwali i zaczeli uciekać, razem ze mną. Gdy przebiegliśmy kilka metrów Kesha się zatrzymała i zaczeła się rozglądać. Wiedziałam że durzo niezaóważy, więc weszłam na drzewo i też się rozglądałam. Ktoś znowu nacisnoł spust i było słychać wystrzał. Gdy już miałam schodzić Kesha upadła na ziemię i sturlała się na duł (tak, był tam spadek), a Jack pobiegł za nią. Kolejny chuk i pocisk trafił w gałąź, na której stałam i się oderwała, a ja sama spadłam na ziemię.
- Żyjesz?- spytał Jeff
- Powiedzmy.- odpowiedziałam i wstałam
Usłyszałam że Jack znalazł już Keshe i whodził z nią na gurę, ale tego to ja się niespodziewałam. Jack niusł Keshe na plecach. Jeff i ja zostawiliśmy to bez komętarza i postanowiliśmy wrucić już do domów. Gdy byliśmy już przy obozie Jack musiał postawić Keshe i odpocząć. Niezajeło mu to długo, bo po chwili wstał, ale gdy miał już pomuc Keshy ktoś się na na niego żucił. To był Ben. Jeff podszedł i prubował ich rozdzielić słowami, ale nic to niedało więc prubował siłą, ale wylądował na drzewie. Kesha spojrzała na mnie ze złościom i już wiedziałam o co jej chodzi. Podeszłam do nich i też sprubowałam ręcznie, chwile się uspokoili, ale nienadługo. Jack wyjoł skalpel, a Ben mnie odepchnoł i znów żucił się na Jack'a. Upadłam na ziemię i skalpel Jack'a wbił się obok mojej szyji.
- Dość!- krzykła Kesha
Wszyscy na nią spojrzeli, nawet ci którzy się bili.
- Jack, Ben uspokujcie się.- dodała
Spojrzeli na siebię i znów na Keshe, po czym odsuneli się. Kesha, która siedziała pod drzewem prubowała wstać, ale niestety niemogła. Jack i Ben usiadli obok niej, a Jaff na przeciw ich, a ja weszłam na drzewo i usiadłam na gałęzi patrząc na gwiazdy i księżyc.
![](https://img.wattpad.com/cover/36576311-288-k209641.jpg)
STAI LEGGENDO
FREE LIFE
HorrorJestem Sara. Moi rodzice spłonęli gdy miałam pięć lat, a ja jestem adoptowana. Teraz mam 16 lat i jestem bardzo źle przez moich "rodziców" traktowana. Zresztą od dziecka zamykali mnie w ciemnej i ziemnej piwnicy, lub w swoim pokoju. Nie mogę się spo...