|Rozdział 27|

1.2K 144 89
                                    

Ran leżał na kanapie i z irytacją przyglądał się brudnym plamom na suficie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Ran leżał na kanapie i z irytacją przyglądał się brudnym plamom na suficie. Jeszcze chwilę temu był aż nadto szczęśliwy, kiedy [_] się nim zajmowała z dokładnością i rozczulającą delikatnością. Podobało mu się to do tego stopnia, że przez myśl mu przeszło, że pobicie przez Izanę wcale nie było aż tak złe i nawet pokusiłby się o powtórkę. Nigdy nikt tak bardzo się nim nie przejął i zaopiekował. Może Rindō, ale jego zmartwienie i opieka wyglądała całkowicie inaczej. Najpierw dostawał długie kazanie, a po nim dopiero opatrywał jego rany, przeklinając pod nosem i narzekając, że dał się tak urządzić. W tym momencie wolałby wysłuchiwać kąśliwych uwag młodszego brata, niż spędzić kilka kolejnych minut w salonie. A to wszystko przez Mei, która skończyła się pakować i przygotowywać do wyjazdu. Atakowała go pytaniami o to, co się stało, czy coś go boli i czy na pewno nie chce jechać do szpitala. Męczyło go to i w normalnych warunkach poszedłby zamknąć się w pokoju. Problem leżał w tym, że ledwo się ruszał.

— Może chcesz coś zjeść? Napić się? — zadała kolejne pytanie i chwyciła starszego syna za dłoń.

— Chcę spokoju, ale najprawdopodobniej, nie masz zamiaru mi go dać — mruknął pod nosem, zabierając dłoń.

— Przepraszam... — powiedziała cicho i westchnęła. — Po prostu się martwię.

[_] siedziała w jadalni i w ciszy obserwowała nie za przyjemną konwersację Rana i Mei. Nie chciała się wtrącać, poza tym uważała, że powinni spędzić ze sobą trochę czasu przed wyjazdem kobiety. Nie spodziewała się, że ich relacje nagle się ułożą ani ocieplą, ale liczyła, że przynajmniej będą im towarzyszyć neutralne stosunki.

— Nie potrzebnie. W więzieniu bywało gorzej.

Ran skrzywił się, na wspomnienie jednej z bardziej brutalnej bójki, którą wraz z Rindō spowodował. Oczywiście wygrali, ale dochodził do siebie przez dwa tygodnie. Odetchnął głęboko i poprawił swoją pozycję. Zerknął kątem oka na siedzącą [_], a kiedy ich wzrok się spotkał, uśmiechnął się.

Mei zagryzła mocno dolną wargę, kiedy usłyszała wyznanie starszego syna. Poczuła wyrzuty sumienia, że to ona wraz z Isao wpędzili ich do takiego miejsca. Nie mogła cofnąć czasu, ale gdyby jej się udało, zmieniłaby wiele.

— Wiesz, że się zmieniłam...? — zapytała niepewnie.

— Zajebiście, ale trochę za późno. Lepiej żyje mi się bez twojej uwagi i nagłej chęci zostania dobrą matką — odpowiedział poważnie. Nie planował szczerej rozmowy. Żadnej rozmowy, ale uważał, że jeżeli wyjeżdża, dobrze byłoby jej wszystko wygarnąć. Chociaż nie chował już tak wielkiej urazy, jak na samym początku. — Poważnie, daruj sobie.

— Ran... Chcę wszystko naprawić.

— Powtórzę, daruj sobie.

Ran westchnął zmęczony, kiedy Mei zaczęła wycierać łzy, które zebrały się jej w oczach. Czy czuł się źle, z tym że doprowadził ją do płaczu? Ani trochę. Mimo wszystko miał dość tych wszystkich prób, które podejmowała, żeby jej wybaczył. Oczywiste było, że nigdy nie miał zamiaru tego zrobić. Często się nad tym zastanawiał i dochodził do jednego wniosku. To, czego się dopuściła, to co stało się w dzieciństwie, było dla niego niewybaczalne. Wszystko to jednak minęło, zostało w przeszłości, rozpamiętywanie tego nie miało sensu.

❀𝐓𝐫𝐞𝐚𝐭 𝐲𝐨𝐮 𝐛𝐞𝐭𝐭𝐞𝐫/𝐇. 𝐑𝐚𝐧 ✔❀Where stories live. Discover now