Gdzie [___] zmuszona jest zamieszkać z rodziną Haitanich i poznaje w niej dwójkę braci, z którymi ma napięte relacje, a kiedy jeden z nich zaczyna się w niej zakochiwać, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane i niedorzeczne.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
[_] nie potrafiła oderwać wzroku od twarzy Rana. Jego spokojne i poważne oczy uważnie obserwowały jej dłonie, kiedy bandażował jej nadgarstek, a usta wyginały się odrobinę do góry, tworząc ledwo widoczny uśmiech. Dotyk, który czuła, wydawał się jej tak troskliwy i delikatny, że aż powodował u niej ucisk w podbrzuszu. Nie był on bolesny, bardziej przyjemny, przez co tak bardzo irytował. [_] nigdy nie wyobrażała sobie, że może tak reagować na starszego Haitaniego. Przecież nawet nic takiego nie robił, a i tak wywoływał u niej zdenerwowanie i parę innych uczuć. Odetchnęła głęboko i zmusiła się do odwrócenia wzroku, a kiedy to zrobiła, natychmiast usłyszała chichot.
— Zacząłem myśleć, że już nigdy nie oderwiesz ode mnie wzroku.
Usta dziewczyny uchyliły się z zaskoczenia. Miała nadzieję, że nie czuł na sobie jej uważnego spojrzenia, dlatego nie komentował tego ani nie prosił, żeby przestała. Na jego miejscu, już dawno zwróciłaby uwagę, czując co najmniej niezręczność i skrępowanie. Ran natomiast lubił fakt, że [_] nie potrafiła oderwać od niego wzroku. A już zwłaszcza przepadał za tym, w jaki sposób na niego patrzyła.
— Wcale na ciebie nie patrzyłam — zaprzeczyła po chwili ciszy. Czuła zbyt wielkie zażenowanie, żeby się do tego przyznać. — Zdawało ci się.
— Wątpię — Ran mlasnął językiem.— Ale możesz sobie tak wmawiać.
Ran uśmiechnął się rozbawiony i podniósł nadgarstek [_] do ust. Złożył na nim krótki pocałunek, nawiązując kontakt wzrokowy. Nie uszły jego uwadze powoli czerwieniące się policzki dziewczyny. Puścił jej nadgarstek i wstał z łóżka, z zamiarem wyjścia z pokoju.
— Dzięki, Ran.
— Nie masz za co — odparł i wzruszył ramionami. — Powinnaś już się zbierać. Zaraz wychodzicie z Mei na lotnisko.
[_] zamrugała zdziwiona, po czym zmrużyła oczy.
— Nie idziesz z nami? — zapytała.
— Po co? Mogę pożegnać się tutaj. Nie ma potrzeby robić tego na lotnisku. Poza tym bardzo chcę uniknąć próby przytulenia mnie w miejscu publicznym i komentarzy gapiów, którzy gówno o mnie wiedzą.
[_] przytaknęła. Rozumiała go. Sama na miejscu Rana wolałaby unikać tego typu niezręcznych sytuacji, które doprowadzały jedynie do zepsutego humoru i niepotrzebnych nieporozumień.
— A co z Rindō? — zadała kolejne pytanie, przypominając sobie o młodszym Haitanim, którego od rana nie widziała.
— Napisał, że będzie czekał na lotnisku — odpowiedział zmęczonym głosem.