5. Wielkie wieści i niewielki towarzysz

86 17 3
                                    

Jabłonka wprost oszalała, gdy tylko dowiedziała się, że to w ich plemieniu ma przyjść na świat nowe dziecię dębu. Przez wiele dni pytała Wierzbę o to, kiedy wreszcie wyruszą do Wszechdębu na konwent. Staruszka jak zwykle zbywała ją w odwiedzinach, mówiąc jedynie:

— Kiedy czas nadejdzie, to ci powiem.

Nie mając nic do roboty, ciekawskie dziecko błąkało się więc po wiosce, czy to zaglądając do znajomych dzieci, czy to odwiedzając wuja Wira, który zdawał się być czymś wyjątkowo zajęty, zawsze bowiem, gdy tylko ją widział akurat idąc gdzieś w wiosce, czy też podczas pracy, zbywał ją dobrotliwie słowami:

— Że też musisz się tak wszędzie za mną pałętać, wujaszek ma swoje sprawy, idź do Sambora i Mira albo do Derwana, im na pewno nie będziesz przeszkadzać.

Jabłonka, będąc dzieckiem pięcioletnim, acz bystrym, prędko zrozumiała, co jest na rzeczy i wiedząc, że powiedzenie ojca ''Jak wierzba ucapi to nie puszcza'' to święta prawda, dała sprawom Wira żyć ich własnym życiem.

Chodziła więc jak zwykle często do wuja Derwana, który sadzał ją na stole, by miała baczenie na płonący ogień. Od czasu, gdy dowiedziała się dokładnie czym jest dziecię dębu i o tym, że to nad Widą się urodzi, zasypywała mężczyznę pełnymi ekscytacji opowieściami. On zaś uśmiechał się dobrotliwie, ciesząc się z jej radości, droczył się z nią od czasu do czasu:

— Tylko mi tu nie skacz z radości, bo jeszcze się poparzysz i Wierzba, ze wstydu, żeś oszpecona, nie weźmie cię na konwent.

Dziewczynka oburzała się wtedy lekko, krzyżując rączki, na co kowal żartobliwie brudził jej nos sadzą, po czym, wziąwszy ją na ręce, droczył się z nią, udając głos starej wiedźby:

— Co mi po takiej szpetnej dziewczynce, śmiać się będą, że się upilnować nie potrafi. Oj, ja biedna zostać musiałam starszą tak nieposłusznego dziecka mocy — imitował dość nieporadnie staruszkę wśród śmiechów dziewczynki.

Jabłonka odwiedzała też chętnie wuja Sambora i wuja Mira, którzy mieszkali na skraju wioski i trudnili się bartnictwem. Odkąd sięgała swoją dziecięcą pamięcią, zawsze jawili się jej jako nierozłączne dwie postacie pracujące spokojnie przy swych licznych ulach.

Mężczyźni również bardzo ją lubili i cieszyli się, gdy do nich przychodziła, co z resztą robiła nie tylko ona, wiele bowiem dzieci miało w zwyczaju wypady do wujaszków na miodzik. Mężczyźni częstowali najmłodszych chlebem z dużą ilością miodu, ku przerażeniu ich matek, które ubolewały, że dzieci są w ten sposób rozpuszczane. W takich okolicznościach każdy z nich miał w zanadrzu tradycyjną replikę:

— My możemy. Nie jesteśmy przecież ich rodzicami.

Zawsze sadzali ją więc na stołku z pajdą chleba i kubkiem mleka, zabawiając opowieściami, co też im się przytrafiło w ostatnim czasie. Dziewczynka wiedziała, że tak naprawdę tylko Sambor jest jej wujem, jako kuzyn matki, Mir zaś był jego mężczyzną. Stanowili oni jedyną parę tej samej płci znaną dziewczynce, wiedziała jednak, że takich jak oni jest wiele. Babcia Wierzba wytłumaczyła jej, że jeśli ktoś pokocha kogoś tej samej płci, to ma prawo z nim żyć, wierzba w swojej mocy nie ograniczyła się tylko do uświęcania związków mężczyzny i kobiety. Jedyną tak naprawdę różnicą było to, że zwykłe zaślubiny wiązały się bezpośrednio z zacementowaniem mocy tworzenia nowego życia, a parze jednej płci nie sposób było temu zadaniu sprostać, ich ceremonia ograniczała się więc do złożenia przysiąg w chramie lub też w świętym gaju przy wierzbie i nie zanurzali się w wodzie.

Takie pary żyły bezdzietnie, czasem opiekując się osieroconymi dziećmi swych bliskich, lecz każdy traktował je jako równe sobie. Przed śmiercią ustalali między sobą, kto zostanie ich spadkobiercą, często było to dziecko kogoś z rodzeństwa któregoś z nich i dziedzic wraz z rodziną przenosił się do nich do gospodarstwa, by wspierać ich w starczym wieku.

Dziecię dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz