27. Wyprawa do grodu i ...

264 34 176
                                    


— Już prawie dojeżdżamy — powiedział Derwan, wskazując na wyłaniające się zza zakrętu obwarowania.

Dziwa po raz pierwszy widziała tego typu gród. Widak i gród krzesimirowski z jej okolicy nie były tak obwarowane. Ten zaś posiadał wysoki wał i solidne drewniane mury. Widząc zaintrygowanie żony, kowal wyjaśnił jej powód takiego wyglądu siedziby rodowych.

— Ten wał i mury są tu przez bliskość Widy. Ale za mojego życia jeszcze się nigdy nie przydały. Lipianie bardziej odczuwają napady Cisowców niż my.

Młoda matka przytaknęła ze zrozumieniem i zerknęła za siebie do koszyka, w którym spała Jarzębinka. Dziecko leżało osłonięte przed słońcem tuż za kozłem. Wiedziała, że musi je oporządzić przed wejściem do grodu, więc poczęła delikatnie je rozbudzać.

— Wystaram się o wszystkie cięższe zakupy przed naszym wejściem do grodu. Jacyś chłopcy się dobrze dorobią, a ty spokojnie przyszykujesz małą do zakupów. Potem zaprowadzę cię na główny targ, żebyś sobie pochodziła przed większymi sprawunkami i pooglądała, czego nam trzeba, a ja zaniosę hełm do rodowego.

— Dobry pomysł, zaoszczędzimy dzięki temu trochę czasu, jest południe, więc już późno.

— Myślę, że nie będzie tak źle. Na pewno kupcy mają jakieś towary, a niestety posłuchania u grodowego zaczynają się właśnie w południe.

Gdy dojechali ku bramie, Derwan pokierował starego konia trochę na bok, by ten mógł swobodnie odpocząć. W mgnieniu oka wokół wozu pojawili się wyrośnięci chłopcy. Derwan znał większość z nich. Skłoniwszy z niedbałą manierą głowy, czekali na posyłki.

— Który dzisiaj pilnuje?

— Ja dzisiaj pilnuję, Derwanie — odezwał się patykowaty młodzian, występując przed szereg.

— Dobrze. Daj Kasztanowi wody i owsa, jest na tyłach wozu. Dwa brązowe jak zwykle?

— Dwa brązowe.

— Dostaniesz trzy przez stanie w tym upale, ale koń ma być napojony i nic ma nie zniknąć z wozu.

Chłopak rozpromienił się i zabrał się za oporządzanie szkapy. Pozostali chłopcy wedle zwyczaju zaczęli przedstawiać towary swych ojców.

— Mam pszenicę za dwa srebrniaki od worka z doniesieniem i kasze za srebrniak i cztery brązowe od worka — odezwał się kolejny chłopak.

— Dobrze. Weźmiemy jeden worek pszenicy i dwa worki kaszy. Który ma mąkę?

— Ja. Trzy srebrniaki od worka, bo jeszcze nie było nowych zbiorów.

— W porządku, po zbiorach na pewno zajrzę do twojego ojca po więcej, a na razie chcemy jeden worek.

Zadowoleni z perspektywy zarobku chłopcy kolejno znikali wewnątrz grodu. Reszta ruszyła ku nowemu przyjezdnemu. Dziwa w tym czasie dobudziła swoją kruszynkę i nakarmiła ją spokojnie przed wejściem do pełnej ciżby ludzkiej mieściny. Derwan zaś wyciągnął z worka hełm i począł się mu przyglądać z lekkim przejęciem. Metal lśnił w gorącym słońcu, odbijając światło na wszystkie strony. Bardzo przejmował się odbiorem jego pracy przez zleceniodawcę. Renoma grodowego dużo dla niego znaczyła. Gdyby sprzedał mu wadliwy towar, utraciłby w oczach wielu ludzi.

Widząc wracających z ciężkimi workami wyrostków, kowal pomógł im rozładować w odpowiednich miejscach poszczególne towary. Każdy z nich otrzymał umówioną zapłatę i skinąwszy równie niedbale, co wcześniej na pożegnanie, ruszył w swoją stronę, nierzadko do kolejnego wozu.

Dziecię dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz