Epilog

204 30 35
                                    


Złowroga śnieżyca jak co roku hulała za oknami setek zamkniętych szczelnie domostw. Tej zimy nawiedziła świat o wiele wcześniej niż w sam dzień Cisowej Nocy. Od przeszło tygodnia w pewnej leżącej nieopodal Widy wiosce nikt nie wyściubiał nosa z chaty, jeśli nie było to konieczne. Wszyscy czekali, aż pierwsze mrozy złagodnieją i będzie można jako tako wrócić do normalności.

Ten stan hibernacji bardzo odpowiadał charakterowi najkrótszego dnia w roku. Dla poczucia bezpieczeństwa można było swobodnie zwinąć się w kłębek pod stertami ciepłych skór i nie myśleć o zamieci, która szalała na dworze. Wszystkie dzieci bez wyjątku były dziś nieskore do zabawy i bojaźliwe. Tym, co mogło im tego dnia poprawić humor, były opowiadane przez dorosłych bajki.

Jarzębinka ze względu wiek nie potrafiła jeszcze docenić opowiadanych historii. Do zaśnięcia wystarczyła jej więc tylko jedna niezbyt długa bajeczka. Ciepło i poczucie bezpieczeństwa płynące z leżenia z rodzicami było najlepszym usypiaczem. Derwan był przekonany, że niemal natychmiastowe zaśnięcie córeczki było zasługą jego zdolności jako bajarza. Słysząca jego interpretację bajki Dziwa miała jednak zupełnie inne zdanie.

— Na następny rok musisz poćwiczyć. Wróbelek w twoim wykonaniu był mało przekonujący — wyszeptała z manierą eksperta w temacie bajek Dziwa. — I mogłeś mówić trochę wolniej.

— Takaś mądra. To za karę ty będziesz co roku opowiadać. Jeśli masz pretensje, chętnie posłucham.

Jako że mimo huczącego na palenisku ognia cały dom był dość chłodny, Derwan stał się więc dzisiaj posłaniem swej córeczki. Czuł się pewniej, gdy kruszynka leżała na jego piersi, mógł spokojnie wsłuchiwać się w jej oddech. Przez niedawne wydarzenia byli z Dziwą przez kilka tygodni przewrażliwieni na jej punkcie. Teraz wszystko zdało się unormować. No, prawie. Z tropu zbiła ich pewna niespodziewana, lecz zrozumiała wizyta. No, prawie zrozumiała. Młoda lipiańska wiedźba wracając z Widaku, zatrzymała się u Wierzby, przedłużając swój pobyt w jej domku przez złe warunki pogodowe.

Dopiero dzisiaj odwiedziła wraz z Wierzbą i Jabłonką ich i Jarzębinkę. Była bardzo miła, ale rodzice nie mogli rozgryźć w pełni jej zachowania. Wspomnienie krótkiej wizyty nawiedziło Dziwę, gdy przysunąwszy się bliżej męża, spojrzała na śpiące na jego piersi dziecko.

— Czemu ona była taka dziwna? — zapytała jakby samą siebie, gładząc główkę córeczki.

— Pytasz o Gruszę?

— Tak. Była bardzo miła, mała się do niej wprost garnęła, zresztą Jabłonka też chyba ją wprost uwielbia. Ale coś było z nią nie tak.

— Też to zauważyłem. Bardzo dziwnie skrzywiła twarz, jak opowiedzieliśmy jej o porwaniu małej. Jakby wiedziała i coś się jej poukładało.

— Może miała wizję. Przecież to wiedźba — próbowała zgadnąć Dziwa.

— Może masz rację. Jabłonka mi opowiadała, że trzymała się ze wszystkimi wieszczami i wiedźbami za ręce podczas ich konwentu i oni mogli zobaczyć jej wizję. Bardzo ostrożnie wzięła Jarzębinkę na ręce, trochę to było niezręczne, bo chciała jej dotknąć, ale jakby się bała.

— Może czuła się niezręcznie z tym, że wie, co widziała Jabłonka. Podobno wizje mogą do nich wracać — próbowała tłumaczyć Dziwa.

— A może miała swoje własne wizje?

— Może. W najbliższym czasie się tego nie dowiemy.

— I bardzo dobrze. Jak dotąd te dziewięć miesięcy życia we wspólnej nieświadomości zeszło nam dobrze.

— Rzeczywiście. Prawie nie mamy na co narzekać. Ale ja i tak będę to przeżywać.

— A ja sobie poczekam. Mam nadzieję we względnym spokoju — powiedział mężczyzna, ostrożnie gasząc knot małego kaganka.

Mimo szalejącej na zewnątrz zamieci ciemność, która ich otoczyła, była pozbawiona strachu. Nie bali się jej, lecz przyjęli jako wytchnienie po niezbyt przyjemnym w swej naturze dniu. Nie mieli się już czego obawiać. Byli bowiem razem.




Dziecię dębuWhere stories live. Discover now