22. Bliscy goście z daleka

70 9 11
                                    


Życie uspokoiło się po nieprzyjemnym epizodzie z kukiełką. Drobinka co prawda miewała swoje niemowlęce humorki, fundując Dziwie nieprzespane noce, ale matka przyzwyczaiła się do nich, traktując je jako męczący element codzienności.

Dziś jednak młoda kobieta całkowicie zapomniała o zmęczeniu. Nie miała czasu być zmęczona, było bowiem wiele do zrobienia. Po siedmiu długich miesiącach rozłąki w końcu miała zobaczyć się z rodziną. Od wczesnego ranka miotała się w wielkich przygotowaniach po domu. Wiedziała, że jej krewniacy zajadą tutaj dopiero po południu i ma mnóstwo czasu. Mimo to miała wrażenie, że z niczym się nie wyrobi.

Derwan widząc jej poranne przejęcie, żałował, że miał do zrobienia pilną naprawę dla Wisza, ale miał nadzieję, że szybko się uwinie i jakoś jej pomoże. Jego żona bowiem już od rana gotowała. Rozumiał, że spodziewali się wielu gości, bo oprócz jej rodziców i braci mieli u nich być dzisiaj wuj z ciotką i Ziemkiem oraz Mir i Sambor. Mężczyzna rozumiał, że to dużo jedzenia, ale jeśli miało być aż tak odświętnie, to na pewno dwa rodzaje mięsa, kasza i chleb powinny wystarczyć.

Tymczasem pani domu szykowała cztery różne potrawy. Było to podyktowane obawą, by każdy z jej braci zjadł coś bez narzekania i robienia jej wstydu przy nowych krewnych. Wszystko musiało pójść gładko, a ich matka nie miała mieć powodu do przeżywania złego zachowania tych imbecyli. Nie miała oczywiście na myśli Bogumiła, bo ten był bardzo posłusznym dzieckiem. O starszych braciach nie mogła niestety tego powiedzieć.

Tak więc, gdy Derwan zniknął na trochę w kuźni, ona gorączkowo przygotowywała wszystko, co miało znaleźć się dziś na wieczornym stole. Na całe szczęście Jarzębinka postawiła dzisiaj na samotne drzemki bez konieczności długiego usypiania, więc odrobinę ułatwiła sprawunki swojej mamusi.

Kudłacz nauczony już przez życie, że nigdy nic na surowo nie dostaje, ułożył swój łeb tuż przy maleńkich stópkach i pilnował swojej kruszynki, półleżąc przy sienniku. Dziwa zaś krążyła między piecem paleniskiem i stołem, przygotowując wszystko, co potrzeba.

Po południu Derwan skończył wreszcie pracę i nie tracąc czasu, wrócił domu. Nie zastał w głównej izbie ani matki, ani dziecka, ale przy sienniku czekała na niego już świeża koszula, spodnie i pas. Prędko zmył z siebie więc bród po pracy i zmieniwszy przyodziewek, ogarnął się jako tako przed miedzianym lustrem. Musiał się przecież jakoś prezentować przed teściami.

Ten przebłysk w świadomości go przeraził. Bał się tego, jak zostanie odebrany. Dom może i wyglądał całkiem nieźle jak na dość starą budowlę, ale z przerażeniem przypomniał sobie, jak doskonale widać dziurę w dachu w obórce. Biła po oczach tuż przy wejściu do gospodarstwa. Dziwa mówiła, że jej matka ma dość nerwową naturę, ale miał nadzieję, iż będzie wyrozumiała na brak zwierząt w domu.

Każde domostwo, w którym nie piszczała bieda, miało kaczki i kury. On zwyczajnie nie miał wyczucia do opieki nad tego typu zwierzętami. Pies to co innego niż drób. Nie był przecież biedny i dużo nazbierało się mu i ojcu przez lata życia w półsamotniczej prostocie. Nie miał na co wydawać tego, co dostawał, bo wyżywiał się praktycznie z tego, co otrzymywał w zamian za swą pracę.

Postanowił więc, patrząc sobie prosto w oczy, że przy następnej wizycie tych dalekich gości dach do obórki będzie naprawiony, a w jej środku zaroi się od ptasich mieszkańców.

Usłyszawszy skrzypnięcie drzwi, obrócił się ujrzał przebraną w odświętniejszy strój żonę. Jarzębinka również miała na sobie haftowane giezełko. Młoda matka wyraźnie rozjaśniła się, widząc, że jej mąż jest już po pracy. Wręczywszy mu insygnię odbijania - duża pieluchę - podała mu dziecko, by dokończył za nią zaczętą robotę.

Dziecię dębuWhere stories live. Discover now