24. ,,Wiążące'' wyznania

48 11 4
                                    

Maj przyniósł znaczne ocieplenie pogody i pełny rozkwit wiosny. Derwan i Dziwa spokojnie planowali poszczególne obowiązki związane z pracą w ogrodzie i zbiorami tak, by w pełni wykorzystywać możliwości natury. Wiązało się to także z czerpaniem z dobrodziejstw drzew. Okres zbierania soku z brzóz się skończył, ale nie oznaczało to, że nie mieli roboty z innymi drzewami.

Raz do roku bowiem wykorzystywano także inne drzewa. Wiązy. Ich wewnętrzna strona kory była doskonałym materiałem na mocne i łatwe w utrzymaniu w czystości włókna. Wiązowe nici służyły do tworzenia ozdobnych elementów strojów codziennych, ale i tych zakładanych od święta. Dziwa krytycznie przejrzawszy ostatnio kufer swojego męża przy okazji prania, stwierdziła, że koniecznie musi mu zrobić wiązową koszulę. Tkanie czegokolwiek dla Jarzębinki nie miało sensu. Mała wyrastała prędko z każdego giezełka, a wedle zaleceń Radzimira z okazji nowego roku mieli jej założyć coś, co można zmarnować po pobrudzeniu końską krwią.

Młoda kobieta przeliczyła więc, kory z ilu drzew potrzebuje, by uszyć jedną koszulę i jakąś zgrabną przepaskę dla siebie i pewnego wieczora rozpoczęła przygotowania. Z kanciapy wydobyła wszystkie przybory potrzebne jej przy tej pracy, umyła je dokładnie i zostawiła do osuszenia. Znała też dwa mocne kosze na chrustu z lasu, które idealnie nadawały się też do noszenia kory. Zapakowała do nich sznurek i inne potrzebne rzeczy, po czym zadowolona zwróciła się do leżącej na sienniku drobinki.

—  Jutro pójdziemy na wycieczkę do lasu. Będziesz miała swoje pierwsze zbiory wiązowej kory. — Wzięła maleństwo na ręce i mówiła doń dalej. — Dzisiaj była bardzo ładna pogoda, prawda? Byłaś bardzo długo w koszyczku na dworze. Patrzyłaś na chmurki, jak mamunia plewiła.

Dziecko wydobywało z siebie pojedyncze dźwięki, zadowolone z miłego bliskiego kontaktu. Dziwa nie mogła wprost uwierzyć, jak strasznie szybko jej drobinka rośnie. Coraz mniej spała też w ciągu dnia. Jej dwukolorowe oczka coraz bardziej rozumnie rozglądały się po otaczającym je świecie i Jarzębinka częściej preferowała trzymanie na rękach odwrócona pleckami do trzymającej jej osoby.

Uroczo wyglądało to, gdy podczas wizyt u cioteczki, Ziemko oprowadzał maleństwo w ten sposób po całym domu. Gdy tylko zwracał ją przodem do siebie, protestowała, wiedząc, że nie jest ani jej matką, ani ojcem. Wystarczyło tylko z powrotem ułożyć ją w jej ulubionej pozycji, a fakt, że widzi Dziwę siedzącą przy stole razem z Milą, wcale jej nie przeszkadzał.

Nadal jednak spuszczała przy trzymaniu głowę, zmęczona drobnymi próbami trzymania jej prosto. Cioteczka Mila i tak chwaliła pod niebiosa jej pełne spinania się wysiłki, chwaląc ją jako swoją dzielną dziewuszkę.

Dziwa coraz częściej kładła małą na brzuszku, by ćwiczyła swoją szyjkę i rączki. Każda wiedźba, ale i matki uczyły młode dziewczęta jednej rzeczy – jeśli nie dasz dziecku szansy spróbować czegoś zrobić, to źle się rozwinie i później się niczego nie nauczy. Dzielnie znosiła więc pełne niezadowolenia protesty swojej córeczki, która nie lubiła bardzo tej gimnastyki.

Właśnie podczas takiej próby do domu na kolację wrócił Derwan. Uśmiechnąwszy się na widok szaleńczych zmagań czarnej czuprynki, zwrócił uwagę na stojące przy sienniku kosze.

—  Czy to na jutrzejszą zbiory?

—  Tak. Ale drugie śniadanie przyszykuję dopiero jutro. Mamy dużo kory do zebrania. Zrobiłeś wszystko, co zaplanowałeś na dziś?

— Tak. Co prawda, miałem problemy z klamrą do hełmu, ale runy już prawie zrobione.

— To dobrze. Czy wiązy rosną tutaj w puszczy w skupiskach, czy pojedynczo? W moich rodzinnych lasach występują bardzo mieszanie. Ale też nigdy nie korzystaliśmy z więcej niż jednego drzewa w skupisku, by inni też mogli skorzystać.

Dziecię dębuWhere stories live. Discover now