28. Urodziny Jabłonki

219 32 155
                                    


— Chodź już, bo się spóźnimy — Dziwa strofowała ociągającego się męża.

— Dobrze, już dobrze. Musiałem się upewnić, że drzwi są zamknięte. Kudłacz nie jest jeszcze zbytnio przyzwyczajony do drobizny. Źle zamknięte drzwi mogłyby przyczynić się do małej masakry.

— Och, przesadzasz, on je tylko zagania. Zachowuje się zupełnie jak pies pasterski. — Pańcia próbowała bronić włochatą bestię, wierząc w jej dobre intencje.

— Tak, jak pies pasterski z widokiem na przekąskę.

Mężczyzna pospiesznie zamknął bramę od gospodarstwa i poprawił ułożenie dziecka na ramieniu. Jarzębinka nie była zbytnio zadowolona z faktu, że matka wystroiła ją w ozdobne ubranko. W fali ostatnich upałów przyzwyczaiła się do paradowania wszędzie w samej pieluszce. Postanowiła więc poddać się swojej nowej pasji — szarpaniu za wąsy swojego ojca. Ten znosił te wątpliwej przyjemności zabiegi bez protestów, dopóki była czymś zajęta i zadowolona.

W ostatnim czasie wyrobiła sobie bowiem nawyk coraz większego zwracania uwagi na swoją nudę. Zostawienie jej na chwilę samej wiązało się z pełnymi żalu protestami. Dlatego też Dziwa dla spokoju kładła ją od niedawna na skórze na klepisku, by chociaż Kudłacz zapewniał jej towarzystwo. Kręcenie się psiska i ciągnięcie przez dziecko jego sierści zapewniało młodej matce cenne momenty spokoju, gdy naprawdę musiała się na czymś skupić.

Teraz zaś za punkt honoru wzięła sobie jak najdokładniejsze obślinienie siebie i swojego tatki. Mężczyzna odkrywszy atak, przełożył dziecko tak, by zajęło się oglądaniem pokonywanej drogi. Matka dziecka z westchnieniem doprowadziła śliniące się niemowlę do porządku.

—Umówiłyśmy się, że przez całe popołudnie będziesz grzeczna, a ty już brudzisz siebie i tatusia. Dojdźmy chociaż na miejsce — mówiła do drobinki tak, jakby naprawdę miała zrozumieć jej słowa.

— Och, to tylko ślina, zaraz wyschnie i nie będzie śladu.

— Tylko ślina, tylko ślina, wybacz, ale przy takiej uroczystości każdy musi wyglądać schludnie.

Kowal uśmiechnął się i zaczepnie objął bok żony, chcąc się z nią chwilę podroczyć. Wiedział, że wszystkie uroczystości mające bardziej oficjalny charakter trochę ją krępują i jest zawsze bardzo przejęta uczestnictwem w nich. Niewątpliwie posiedziny też się do nich zaliczały. A dokładniej ich początek. Wiedział, że kiedy wszyscy zasiądą do stołu, Dziwa zapewne rozluźni się i będzie zachowywać się całkiem normalnie.

Widząc krzątaninę wokół domostwa wujostwa, postanowili zaczekać na tę część swojej rodziny, by razem udać się na urodziny. Ciotka rozjaśniła się na ich widok, narzekając na towarzystwo:

— Ach, wasz wuj jak zwykle nie mógł znaleźć swojego pasa, ale już jesteśmy gotowi — narzekała kobieta z charakterystycznym przekąsem.

Dziwa jednak czuła, że coś jest dzisiaj inaczej. Nie umiała tego określić, ale znając cioteczkę wiele miesięcy, coś jej nie pasowało. Spojrzała na chwilę na męża, by przekonać się, czy on także zauważył tę subtelną zmianę zachowania. Nic na to jednak nie wskazywało.

Ziemko wybiegł z domostwa i zobaczywszy, kto do nich przyszedł, rozpromienił się i ruszył się przywitać. Ojciec, wyczuwając, że Jarzębinka miałaby ochotę poobśliniać swojego wujaszka, podał ją chłopcu wśród jego radosnego szczebiotu skierowanego do maleństwa. Gdy nareszcie z domu wyłonił się wuj, wszyscy bez ociągania ruszyli w stronę domostwa rodziców Jabłonki.

Dziecię dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz