20. Cierpienia młodej wiedźby

64 13 9
                                    

— Naprawdę idziemy do dzidzi? — zapytała mamusię podekscytowana Jagoda, dzielnie dotrzymując kroku starszemu rodzeństwu.

— Tak, kochanie, nie macie już katarku, więc możemy odwiedzić Jarzębinkę — powiedziała Jaga i poprawiła dziecku włosy. — Ale tylko na troszeczkę. Dzidzia jest jeszcze za mała, by długo przy niej siedzieć.

— Bo tylko je i śpi? — zapytała z manierą eksperta trzylatka.

— Dokładnie, kochanie — zaśmiała się kobieta i zawołała do hasających przed nią pociech. — Jary, Jabłonka nie biegnijcie jak dziki. Mała wam nie ucieknie.

Dzieci usłuchały rodzicielki i zaczekały na ślamarzące się matkę i siostrzyczkę. Razem weszli za bramę kowalskiego gospodarstwa. Pierwsze kroki brzdące skierowały z przyzwyczajenia do kuźni, by przywitać się z wujem. Już z daleka bowiem widziały gęsty dym wydobywający się z komina, więc wiedziały, że pracuje. Derwan odłożył obrabiane ostrze i otworzył ramiona na gromadkę, która wpadła do jego warsztatu.

—Nie mamy juz katalku i psysliśmy do dzidzi — przedstawiła powód wizyty Jagoda, wczepiając się w nogawkę wuja.

— Dobrze. Tylko musicie być cicho, bo dzidzia teraz śpi — powiedział mężczyzna, znając już dość dobrze rozkład dnia własnego dziecka. Było około południa, więc drobinka na pewno spała po drugim karmieniu.

Dokładność własnej wypowiedzi zaskoczyła go. Nie zwracał zbyt dużej uwagi na pory, kiedy Jarzębinka śpi czy je, ale po ponad tygodniu wspólnego życia skrystalizowały się im pewne wspólne nawyki, które nawigowały ich czasem. Pociechy kuzynki odczepiły się od niego i ochoczo ruszyły ku domostwu. Ich matka mignęła na chwilę w kuźni, prędko witając się z krewniakiem i ruszyła za nimi w obawie, że nie dostosują się do przestrogi kowala.

Jary zapukał energicznie w drzwi chaty i wraz z siostrami wszedł do środka. W przedsionku rodzeństwo przywitało się z Kudłaczem, który lizał na powitanie ich wyciągnięte doń rączki. Jagoda uwiesiła się na psiej szyi, całując kudłate czółko. Wiedziała, że pies jest szczenięciem jej ukochanej suczki, więc przelewała potoki swej dziecięcej miłości na cierpliwe zwierzę.

Dzieci szybko jednak dopadły do swej nowej ciotki, która usłyszawszy pukanie, przerwała pracę przy krosnach.

— Zobacz, jaką mam bliznę — powiedziała Jabłonka, prezentując Dziwie szramę na wewnętrznej stronie dłoni.

— A ja jus nie mam katalku — ogłosiła radośnie Jagoda. — Gdzie dzidzia, psysliśmy do dzidzi. Ale bedziemy cicho. Bo wujcio kazał.

Młoda matka uśmiechnęła się do podekscytowanego dziecka i zaprowadziła całe rodzeństwo do sypialni. Tam dzieci otoczyły zgodnie kołyskę i w absolutnej ciszy wpatrywały się w swoją malutką kuzynkę. Dziwa i Jaga stanęły w drzwiach, patrząc na tę nietypową scenę.

— Ostrzegam, oni mogą tak przez cały dzień — powiedziała cicho starsza z kobiet.

— Oj, ale nie wiem, czy Jarzębinka da radę. Niedługo będziemy jeść.

— Dobrze je? — zapytała zaciekawiona blondynka.

— Tak, i dosyć często, chociaż ostatnio na całe szczęście zaczęła więcej jeść za dania, a mniej w nocy.

O, to szybko się przestawiła. Oby tylko nie dostała kolek. To koszmar. Nie wiem dlaczego, ale Jary i Jabłonka mieli straszne kolki, a Jagoda nie. Ach, jak dobrze było nie mieć przy sobie cierpiącego całymi dniami dziecka. Przy małej bez chorego brzuszka, mimo dwójki starszaków, czułam się naprawdę wypoczęta. Rzadziej jadła, więcej spała, złote dziecko po prostu, no, może jedynie jej ząbkowanie było gorsze, bo na początku wyszły jej dwa zęby naraz.

Dziecię dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz