1. Nowy dom. Nowy pokój. Stare kłótnie

206 16 80
                                    

Miłego!

tt: #invisiblewatt

Kyler Vale

Dwa dni później spakowani i gotowi na wyjazd, wsiedliśmy do taksówki i opuściliśmy nasz dotychczasowy dom. Nie czułem się zbytnio związany z Chicago. Przyjechaliśmy tutaj w początkiem lipca, kiedy trwały już wakacje. Nie zdążyłem się z nikim zakumplować, a przerwę od szkoły poświęciłem na pracę dorywczą w kinie, gdzie sprzedawałem bilety i popcorn.  Rodzice ciągle pracowali oraz wyjeżdżali w interesach. Justin chodził swoimi ścieżkami. Całe dnie przesiadywałem poza domem, żeby choć przez chwilę nie czuć się tak cholernie samotnym.

Całą drogę na lotnisko oraz lot spędziłem na słuchaniu muzyki i czytaniu Wojny Makowej. Nie rozmawiałem z rodzicami oraz bratem. Wolałem ugryźć się w język, żeby znowu czegoś nie palnąć. I tak już ojciec chodził zirytowany jak osa, a matka ciągle wpatrywała się w ekran laptopa. Do samego końca miałem durną nadzieję, że zostaniemy w Chicago. Niestety moje marzenia spełzły na niczym. Justin w jednym miał rację. Rodzice robili co chcieli.

Ich nie obchodziło moje życie czy zdanie, odkąd dawno temu powiedziałem o zrezygnowaniu z nauki prawa lub ekonomii. Chciałem wybrać dla siebie inną inną ścieżkę życiową. Od tego momentu nasze relacje ochłodziły się do tego stopnia, że czasami nawet nie rozmawialiśmy kilka dni. Po prostu dostawałem ochrzan za jakieś krzywe akcje i to był cały wkład ich rodzicielskiej miłości. Nie miałem nic do gadania w kwestii przeprowadzki. Musiałem się tylko spakować, wsiąść do samochodu zmierzającego na lotnisko i robić dobrą minę do złej gry.

I tak po prawie dwugodzinnym locie w końcu znaleźliśmy się w Porcie Lotniczym Filadelfia. Po odebraniu bagaży wsiedliśmy do wypożyczonego Rolls-Royca i pojechaliśmy w jakimś nieznanym kierunku. Jakoś nie miałem ochoty dopytywać ojca o szczegóły. Dobrze, że odgrodziłem się od tego martwego towarzystwa muzyką i książką. Te dwie rzeczy były stałymi w moim życiu. Kiedy większość nastoletniego bytu się przeprowadzałem, to musiałem coś ze sobą robić, bo inaczej bym zwariował. Kątem oka widziałem, jak Justin rozmawiał o czymś z matką. Tylko on tryskał humorem i skakał przy rodzicach. Byłem ciekaw czy nie męczy go ta rola idealnego syna. Nigdy nie dostrzegałem żadnej skazy na jego wizerunku. Albo dobrze się maskował albo naprawdę taki był. Kiedyś uważałem, że rodzeństwo nie może się tak od siebie różnić, ale wystarczy popatrzeć na mnie i na niego. On ubrany jak młody biznesmen. Koszula, ciemne spodnie, włosy zaczesane na bok, złoty zegarek błyszczący na nadgarstku i perfekcyjny uśmiech, który mógłby brać udział w kampaniach pasty wybielającej. I ja. Wiecznie naburmuszony, mówiący co mu ślina na język przyniesie. W zdartych na kolanach spodniach, ciężkich butach, czerwonym podkoszulku i skórzanej kurtce. Kiedyś usłyszałem od ojca, że ubieram się jak obdartus. Wolałem twierdzić, że wyglądam jak marna kopia jakiegoś rockmana.

Justin spojrzał na mnie z pretensją, więc postanowiłem go zignorować. Niestety zaczął mnie uderzać ramieniem, więc po zduszeniu chęci mordu, wyciągnąłem z ucha słuchawkę. Muzyka grała tak głośno, że pewnie każdy ją słyszał. I dobrze. Green Day to zespół, który powinno się szanować i znać. Moją rolą w tej rodzinie, oprócz tytułu czarnej owcy, było edukowanie bliskich muzycznie.

— Co chcesz? — zapytałem go, chowając książkę do plecaka.

Justin rzucił mi zirytowane spojrzenie, jakbym co najmniej poplamił jego śnieżnobiałą bluzkę.

— Rodzice chcą ci coś powiedzieć, a ty ich ignorujesz — powiedział. — Nie zgrywaj złego na cały świat, bo i tak nic tym nie ugrasz.

— Tak samo jak oni moje prośby, żebyśmy zostali w Chicago — odparłem zgryźliwie. — I co? Zostałem tak samo zignorowany. Po drugie, będę zgrywać obrażonego, bo mam prawo, bracie. W końcu jestem nadal dzieciakiem. My mamy napady zmiany humoru. — Puściłem mu oczko, dobrze się bawiąc.

Invisible  [Nowa wersja]Where stories live. Discover now