3. Kolacja i znajomości

124 12 28
                                    

#invisiblewatt 

Kyler Vale 

Kiedy w sobotę wieczorem wróciliśmy z miasta, rodzice ogłosili nam kolejną cudowną nowinę. Zawołali nas do salonu. Ojciec siedział na kanapie, jego laptop spoczywał na niskim stoliku. Matka zajmowała fotel i uzupełniała jakieś papiery, co jakiś czas pijąc coś z filiżanki.

— Jutro przyjadą do nas nasi starzy znajomi — powiedział ojciec, odrywając się od pracy. — Zjedzą z nami kolację. Oczekuję od was obecności. — Tu rzucił mi znaczące spojrzenie. — Żadnych głupich uwag i komentarzy. — Tym razem matka uniosła wzrok znad okularów. Chciałem wywrócić oczami, ale powstrzymałem się od tego, jakże bezczelnego gestu.

Przecież nie będę robił nie wiadomo czego. Pełna kulturka. Wzorowe zachowanie. Tak jak przystało członkowi rodu Vale. Żadnych głupich, choćby minimalnie rozrywkowych rzeczy.

— Jasne, tato — zgodził się bez wahania Justin. — To jakieś ważne spotkanie?

— Kiedyś załatwiałem z nimi interesy — wyjaśnił. — Mieszkają w Filadelfii, więc chcieliśmy się spotkać.

Justin pokiwał głową.

W sumie to mnie jakoś nie interesowało. I tak, znowu wychodzę na rozpieszczonego gnojka, po prostu przez tamte domy też przewijali się jacyś bogaci ludzie, których rodzice znali. Przeważnie nie były to znajomości polegające na sympatii, chodziło o biznes, kasę i wyrabianie sobie pleców. Ojciec rzadko wychodził z kimś na piwo, żeby oglądać mecz czy coś takiego. On spotykał się w drogich restauracjach, aby pokazać swoją pozycję oraz przyciągać ludzi do siebie Był prawnikiem, ale potrzebował innych do pracy, szczególnie jeśli tyczy się to dobra jego kancelarii lub spraw, które prowadził.

Poza tym on nie znał czegoś takiego jak bezinteresowność. Zawsze gdzieś było ukryte drugie dno. Mogłem się założyć, że ci ludzie, których mamy poznać, mają ogromne wpływy i mogą szepnąć co nie co dobrego o moim ojcu.

— Dobrze — odparłem, chcą już iść do siebie. — Czegoś jeszcze ode mnie oczekujecie?

— Tak — odezwała się matka. — Nie przynieś nam wstydu.

Zmrużyłem oczy na te słowa.

Kiedyś wypiszę je sobie na nagrobku. Kyler Vale. Syn, przynoszący wstyd. To mnie idealnie opisuje. Ciekawe czy jakbym zrobił coś niesamowitego, na przykład został w przyszłości znanym naukowcem, to też by mi mówili, że przynoszę im wstyd. No bo przecież nie studiowałem ekonomii. Będę musiał to kiedyś sprawdzić.

— Aha. Postaram się nie poplamić szlachetnego nazwiska Vale — powiedziałem, oglądając swoje paznokcie, jakby mnie to wcale nie ruszyło, chociaż było zupełnie na odwrót. — Idę do siebie.

Odwróciłem się na pięcie i skierowałem do pokoju.

Chwyciłem leżącą w szufladzie paczkę fajek, po czym wyszedłem na balkon.

Nie chciałem brać udziału w tej kolacji. Dla mnie to taki cyrk na kółkach. Rodzice wiecznie wychwalają Justina, opowiadają o jego sukcesach i tak dalej. Ode mnie oczekuje się siedzenia cicho. Poza tym czułem się czasami jak najmniej wartościowa osoba przy tym stole. Mną się nikt nie interesował, mimo że byłem równie dobry w nauce, co Justin. Jedyne co mi wypominano, to sytuację sprzed roku. To będzie się za mną ciągnęło aż do usranej śmierci. Albo i dłużej.

Na zewnątrz już się całkowicie ściemniło. Latarnie rzucały sztuczne światło na okolicę. Będąc w połowie palenia szluga, ktoś wszedł do mojego pokoju. Rodzice i tak wiedzieli, że kupowałem papierosy. Nie za ich pieniądze. Za swoje zarobione podczas pracy w kinie, więc akurat ich budżet nie ucierpiał. Jednak to nie byli rodzice, a Justin. Oparł się o barierkę.

Invisible  [Nowa wersja]Where stories live. Discover now