2. Sprzątanie i jazda na desce

157 14 27
                                    

#invisiblewatt 

Kyler Vale 

— Ej, Kyle, śpisz?

Justin zapukał do drzwi pokoju, a potem zobaczyłem jak wchodzi.

Obudziłem się dość wcześnie w ten sobotni ranek, więc postanowiłem doprowadzić się do jakiegoś minimalnego porządku. Ubrałem się w zwykłe ciemne spodnie oraz bluzę. Ogarnąłem też trochę rzeczy w pokoju. Wypakowałem ciuchy, poukładałem stertę książek na półki, nawet pościeliłem łóżko, co było do mnie niepodobne. Matka wiecznie mi powtarzała, że takiego burdelu to jeszcze nie widziała. Nie podejrzewałem jej o żadne dziwne preferencje, ale kto ją tam wie, może przechodziła jakiś buntowniczy okres w życiu.

— Co ty — mruknąłem do Justina. — Obudziłem się półtorej godziny temu.

— To dlatego słyszałem jakieś dziwne stukanie u ciebie w pokoju. — Uniósł wysoko brwi. — Myślałem, że dostałeś jakiegoś ataku i miałem do ciebie przyjść.

— Zabawne — prychnąłem. — I jakoś nie raczyłeś zobaczyć, co się dzieje twojemu młodszemu braciszkowi? Nieźle — zakpiłem.

Justin wywrócił oczami na te słowa.

— Słuchaj, chciałem z tobą pogadać — odparł już poważnym tonem. — Przepraszam za wczoraj. Odbija mi. Serio. Chcę dogodzić rodzicom, a z drugiej strony mnie też to wkurza. Te przeprowadzki. Mówię poważnie.

Przyjrzałem się mu.

Już dawno zauważyłem, że z Justina to był niezły manipulator. Potrafił oczarować innych swoim wyglądem, uśmiechami i słodkimi słówkami, ale w tym momencie wydawał się naprawdę szczery. Chciałem mu wierzyć, stworzyć z nim braterską relację. Jego też potrzebowałem. Dawniej traktowałem go jak idola, potem zmieniłem o nim zdanie. Zresztą, sam też przyłożyłem się do tych złych relacji z bratem. Nie potrafiłem się zamknąć i mówiłem, co mi ślina na język przyniesie. A czasami lepiej się zamknąć.

— I nie chcesz mi po prostu mydlić oczu? — zapytałem podejrzliwie.

Justin pokręcił przecząco głową.

— Nie. Chcę się z tobą pogodzić. Tak po prostu — wyznał szczerze. — I mieć takie relacje jak byliśmy dzieciakami. I miałeś też rację. Powinienem pogadać z rodzicami. Oni mnie bardziej posłuchają. — Uśmiechnął się smętnie. — Ale boję się im sprzeciwić. Nie jestem tobą.

Zmrużyłem oczy. To prawda. Z naszej dwójki, to ja zawsze się buntowałem i głośno mówiłem swoje zdanie. Nie obchodziło mnie, co ludzie o mnie powiedzą.

— Wiesz, co? — Zbliżyłem się do niego. Justin wyprostował się i bacznie mnie obserwował. — Niech tak będzie. Mam dość tych spin. Ile można? To jak? Zawieszamy broń i panuje zimna wojna?

— Ty i twoje historyczne żarciki — mruknął, ale dostrzegłem na jego twarzy ulgę. — Dzięki, Kyle.

— No już nie smęć — palnąłem. — Zachowujesz się jak stary dziad, a nie możesz kupić nawet wódki w sklepie.

Justin parsknął śmiechem i zrobił coś co mnie zaskoczyło. Mocno mnie uścisnął. Po kilku sekundach zawahania, odwzajemniłem gest.

— Za to ty jesteś, małym, irytującym, bubkiem. — Za te słowa trzepnąłem go w głowę.

Justin odsunął się, śmiejąc się przy okazji.

— Chodź na śniadanie — rzuciłem. — Zaraz żołądek wywróci mi się na drugą stronę.

— Nie mogę — powiedział. — Jadę gdzieś z ojcem. Nie wiem, gdzie, ale muszę.

— Jasne. — Klepnąłem go pocieszająco w ramię. — To idę się sam zmierzyć z drugą połówką Scylli i Charybdy.

Invisible  [Nowa wersja]Where stories live. Discover now