13. Ciekawa propozycja

70 6 25
                                    

Hejka! Udało mi się w końcu napisać rozdział, chociaż moja przerwa od social mediów nadal trwa. Nie wiem, kiedy pojawi się następna część. Nie chcę robić nic na siłę. Mam nadzieję, że rozumiecie.  

Miłego!

Kyler Vale 

Wiadomość, że Justin organizuje imprezę wyprowadziła mnie z równowagi.

Mnie wiecznie powtarzano, jaki to byłem nieodpowiedzialny, rozpieszczony i tak dalej, ale widocznie rodzice trochę się pomylili. Na bank nie wiedzieli o jego pomyśle, bo inaczej dostaliby zawału. Podejrzewałem, że wyjeżdżają na weekend, dlatego Justin ma idealną okazję, aby zaprosić swoich kolegów. W szkole informacja o domówce szybko się rozeszła. Zaprosił chyba połowę liceum, jednak tylko tych ludzi, którzy byli wyżej w łańcuchu pokarmowym. Sami bogacze, dzieci byłych aktorów, prawników i maklerów. Typowo dla Justina. Ciekawe ile było w tym chęci zakumplowania się, a ile jego wyrachowania. Prawdopodobnie większości z nich nie znał, mimo tego zasady wpojone przez rodziców mówiły same za siebie. Trzeba trzymać się tylko z tymi, którzy mogą się do czegoś przydać.

Robiło mi się niedobrze na myśl, że ta impreza wymknie się spod kontroli. Wina mogłaby spaść na mnie, skoro Justin w oczach innych do cholerny aniołek. Nie mam ochoty znów walczyć z rodzicami, szczególnie gdy są na mnie wściekli, bo się im sprzeciwiłem. Ta impreza to durny pomysł.

— Ej. — Cody uderzył mnie lekko ramieniem. — Rozchmurz się. Wyglądasz, jakbyś chciał nas wszystkich udusić.

Drgnąłem nerwowo.

Siedzieliśmy w sali od historii i czekaliśmy na nauczyciela. Wokół mnie panował typowy gwar rozmów, komentowania ocen z różnych przedmiotów i narzekanie na system edukacji. Dzień jak co dzień.

— Sorry — mruknąłem. — Po prostu zastanawiam się, co Justin odwala z tą imprezą.

Brad pstryknął długopisem.

— Chyba to do niego nie pasuje, co? — zapytał.

Przetarłem oczy. Byłem zmęczony, a dzień dopiero się zaczął. Marzyłem o tym, żeby się położyć i zasnąć.

— Powiedzmy, że w tej rodzinie to ja jestem czarną owcą — odparłem. — Justin to ten idealny brat. I tak, do niego nie pasują imprezy.

Cody pokręcił głową.

— Zakładam, że po prostu chce cię popisać przed innymi — zauważył Cody. — I na dobre mu to nie wyjdzie.

— Jeśli coś pójdzie nie tak z imprezą, wina spadnie na mnie — wyjaśniłem. Cody zmrużył oczy. Brad przyjrzał mi się badawczo. — Więc zostanę uziemiony do końca życia.

— Czyli naprawdę musimy go zamknąć w szafie — skomentował Brad. — Nie myślałeś o tym wcześniej?

Mimowolnie parsknąłem śmiechem.

— Rozważę tę propozycję — stwierdziłem.

— Nie przejmuj się — dodał Cody. — Myślę, że nic się nie stanie, poza tym twoi rodzice chyba nie są, aż tak ślepi, co?

W tym momencie mógłbym opowiedzieć im wszystkie momenty z mojego życia, kiedy to Justin wychodził na tego dobrego, ale chyba zabrakłoby mi dnia. Nawet w dzieciństwie potrafił się wywinąć, posyłając ładne uśmiechy i robiąc błagalne oczka. Kiedyś zepsuł swoje zabawkowe figurki, ale wina i tak spadła na mnie. Justin stwierdził, że specjalnie to zrobiłem. Rodzice oczywiście mu uwierzyli. Raz ze złości przebił mi opony w rowerze, miałem chyba dziesięć lat. Włóczyłem się za nim i jego kolegami, chcąc się z nimi bawić. Zrobił to specjalnie, żeby się mnie pozbyć. Rodzice mnie wtedy ukarali, bo ten cholerny rower, to był ich prezentem na moje urodziny. Okropnie się wściekli. To Justin zawsze mógł przychodzić później, wychodził i robił, co chciał. Pamiętam jak złapali nas na paleniu. Stwierdził, że go do tego zmusiłem. Co z tego, że sam kupił te szlugi.

Invisible  [Nowa wersja]Where stories live. Discover now