Próba trzydziesta trzecia i 1/2 - Ta druga

213 21 13
                                    

Alaia's POV

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

Alaia's POV

Alaia szła wąskim korytarzem w objęciach Mocy. Prowadziła ją do niego. Od zawsze nie znosiła ciemności, a korytarz, którym podążała, wydawał się pogrążony w mrocznej, gęstej mgle. Tymczasem jego obecność wabiła ją niczym promień słońca. Jasny, ciepły, niemal gorący.

Zadrżała, gdy dojrzała w oddali mahoniowe drzwi.

Jest za nimi. Czeka.

W jej ustach rozlał się nieznany smak. Przystanęła, ciężko dysząc, gdy spływał do gardła niczym słodki syrop, wypełniając ją powoli, leniwie, aż do samego podbrzusza, w którym zapłonęło obce ciepło.

Czeka. Szybciej!

Chciała uciec, wycofać się. Nigdy nie czuła takich emocji, rzadko odczuwała cokolwiek oprócz jeszcze niemal dziecięcego spokoju i beztroski, gdy układała swoje zioła i mieszała je w szklanych naczyniach podskakujących na staroświeckich palnikach.

A teraz szła tym strasznym korytarzem na spotkanie swojego Połączenia. Choć jego obecność zdawała się słońcem ukrytym za ostatnią dzielącą ich ścianą, było jej lodowato zimno. Może, gdy go ujrzy, wszystko będzie w porządku? Może wcale go nie rozczaruje?

Niepokój krążył pod jej bladą, piegowatą skórą, wypełniał niebieskie żyły prześwitujące na jej dłoniach, szyi i obojczykach.

Coś było nie tak.

Nie tak, jak powinno.

SZYBCIEJ!

Przyspieszyła, potykając się o odrobinę za długą szmaragdową suknię. Dotknęła klamki, momentalnie puszczając ją z głośnym piskiem. Oparzyła wnętrze jej dłoni.

Poczuła strach.

Mimo to był już tak blisko, że nie zważając na ból, wtargnęła do pokoju, desperacko, gwałtownie, by nie pozwolić sobie na ucieczkę. Przecież nie tego chciała.

I wtedy ich spojrzenia się spotkały. Wpadła wprost w rozgrzane złoto przelewające się w jego nieruchomych tęczówkach.

Był wielki, piękny i niebezpieczny.

Nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, gdy podszedł do niej niczym dzikie zwierzę. Chwycił za kosmyk jej włosów i zaciągnął się ich zapachem.

Jak zwierzę.

Spojrzał ponownie w jej oczy, a ona wszystko zrozumiała.

Był słońcem, ale okrutnym. Palącym umierających na pustyni. Wysuszającym ostatnią wodę spragnionego. Słońcem, które zmieniało w bezużyteczny wiór jej ukochane zioła.

− To nigdy się nie wydarzyło − powiedział twardo, a jej oczy rozszerzyły się gwałtownie, jednocześnie uciekając od beznamiętnego, ale stanowczego wzroku mężczyzny. − Nigdy się tu nie spotkaliśmy. Zapomnij o tym. Dzisiaj okazało się... − zawahał się na moment, wciąż mieląc kosmyk włosów w swej ogromnej dłoni. − ... że nie masz Połączenia − dodał, po czym bezszelestnie opuścił pomieszczenie.

The Witch Games - Próby mrokuUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum