1.5. [METEORYT] Gdzie ten wirus?!

179 27 166
                                    

Jolka przeskakiwała po kilka stopni naraz, a ja z trudem dotrzymywałam jej kroku. Pod drzwiami Kowalskich na drugim piętrze miałam już zadyszkę, a to było dość dziwne. Przez chwilę serce waliło mi jak szalone.

— Musimy wziąć sprawy w swoje ręce i dowiedzieć się, co się tu u licha wyprawia — powiedziała.

Mieszkanie było otwarte, a zza framugi wychylał się nieśmiało różowy koci nosek.

— Otwarte! Wejdźcie, rodziców nie ma w domu — krzyknął Bartek z małego pokoju, który najwidoczniej zajął na spółkę z młodszym bratem.

— Chłopaki, czy wy macie może drona? — zapytała prosto z mostu moja droga siostra.

Kuba spojrzał na brata, jakby połknął żabę.

— Mieliśmy o nim nie wiedzieć, bo to prezent, ale mama kupiła nam wczoraj na wyprzedaży — odparł Bartek. — Bo poprzedniego utopiliśmy w jeziorze.

— Rano, byliśmy w Centrum Handlowym. Przed tym, no.... alarmem.

— To taki dron zabawka, czy może.... da się robić nim zdjęcia? — drążyła temat Jolka. — A można nim sterować z balkonu i obejrzeć okolicę, tak żeby nie ruszać się z domu?

Bartek niezwłocznie podłapał temat.

— Jakiegoś szalonego zasięgu to miał nie będzie, ale mogę nim sterować z komórki i odbierać obraz z kamerki. Rozdzielczość będzie niewielka, coś tam zobaczymy.

— I zaraz potem go z powrotem schowamy, tak jakby nigdy nic, do pudełka — szeptem powiedział Kuba.

— Jolka, jesteś pewna? Raczej nie mamy tyle forsy, żeby odkupić im tak drogi sprzęt.... w razie czego... — ale ona była już na balkonie i obmyślała trasę przelotu.

— Co chcesz znaleźć? Przecież tu nic nie ma — wskazałam wyciągniętą ręką puste ulice i trawniki widoczne z drugiego piętra.

— Marta, szukamy śladu jaki mógł zostawić meteoryt. Wypalonej trawy, powalonych drzew, leju jak po bombie. Wiem, o co jej chodzi. — Bartek spojrzał porozumiewawczo na Jolkę.

— Kometa przelatywała zbyt blisko ziemi, musiało dojść do jakiegoś rozpadu.... większość odłamków spaliła się na pył w atmosferze, ale kilka fragmentów spadło z ogromną prędkością i siłą gdzieś tutaj. Mogło się skończyć znacznie gorzej.oby nie było ofiar w ludziach — powiedział chłopak.

Bartek okrążył dronem nasz blok i zaczął zataczać nim kółka, małe, a potem coraz większe, jednak widoczny na ekranie obszar był stosunkowo niewielki. Po chwili wzniósł go jeszcze kilka metrów wyżej, by poszerzyć pole widzenia.

— Słyszałem jak ci agenci mówili coś o deszczu meteorytów — spytał zdenerwowany Kuba.

— Możliwe — przytaknęliśmy zgodnie. — Ale musiały spaść gdzie indziej, bo na osiedlu zniszczenia są niewielkie.

— Może wpadły do Bałtyku — zastanawiał się głośno Kuba, gdy nasz wzrok przykuły widoczne w telefonie spalone samochody i wielka dziura w dachu budynku centrum handlowego.

— Bartek wracaj, proszę.... ja się boję.

Starszy z braci, z wprawą poruszał się tym latającym ustrojstwem, zataczając kręgi coraz dalej, w końcu obniżył pułap, aż zobaczyliśmy wypalony ślad na trawie, ciągnący się daleko poza osiedlem. Wtedy zawrócił.

— Musimy tam iść — zdecydował. — Tylko bez drona niestety, bo wyczerpaliśmy baterię, a nie ma prądu, żeby go naładować. Faktycznie, Kuba ma rację. Jak mama się dowie to marny nasz los.

Chorobliwy Brak Chłopaka - tom 1Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum