3.7. [ZMIANA] Ups!

17 9 0
                                    


Dłoń, którą trzymałam na jego szyi, przesunęłam wzdłuż łańcuszka, bo było tam coś jeszcze, co nie dawało mi spokoju. Niewielki medalik w kształcie łzy, z kulką wielkości ziarnka pieprzu, która w ciemności emitowała delikatną zielonkawą poświatę. Kolejny meteoryt. Ścisnęłam go w dłoni, bo wiedziałam co się zaraz stanie.

Odłamek kosmicznego gruzu musiał trafić do Agencji Kosmicznej. Meteoryt był jednak tylko wymówką. Wzmacniacz przyczepiał się do najsilniejszej emocji i ją potęgował. Jak rzep, który wybierał najchętniej mięciutkie moherowe sweterki i wyrządzał najwięcej szkody.

Chłopak naprawdę mi się podobał, tylko że w moim sercu i w mojej głowie był już ktoś inny. Nie wykluczało to co prawda dobrej zabawy, ale ona skończyła się właśnie w tym momencie. Uff.

— Mam na imię Antek. Antoni Zamiejski — powiedział bardzo cicho, tak, że tylko ja mogłam usłyszeć. Serce waliło mi jak oszalałe, miałam wrażenie, że jeszcze kilka sekund, a nie będzie odwrotu i skończymy razem w kiblu, w drugiej kabinie, podpierając ścianę. Choć to niehigieniczne.

— Marta Poniatowska — wyszeptałam mu do ucha i najdelikatniej jak umiałam, rozpięłam jego łańcuszek, zdjęłam i schowałam sobie do kieszeni. Zaczęły puszczać blokady w moim mózgu. Mrugnęłam kilka razy oczami.

— Boże, Marta! — zaśmiał się. — Może będę miał szczęście, ale raczej powinienem wypić szklankę zimnej wody. Chodźmy stąd. Już wiem, skąd cię kojarzę.

Śmiał się, ciągnąc mnie za rękę na korytarz, gdzie było ciszej, ciemniej i spokojniej, można było nawet porozmawiać, nie zdzierając gardła.

— Ty jesteś ta Marta od Stelmaszczyka, teraz już wszystko rozumiem — oparł się o ścianę całymi plecami, wzniósł oczy do nieba i wypuścił głośno powietrze. — Cholera, co ja narobiłem.

— Antek? Ty jesteś Antek Zamiejski, syn Alicji? Boże! — zakryłam usta rękami. — Ale jaja!

— Ten wisiorek, pożyczyłem od mamy, z magazynu. Wiesz, jak działa?

— Mama w delegacji na Cyprze, tak? Wiem właśnie, niestety, wiem, jak działa. Wzmacnia emocje. Byłam tak nakręcona, że nie mogłam się opanować. Nie pożyczyłeś, tylko zarąbałeś. –

Złapałam go za koszulkę i kilka razy potrząsnęłam. Oj, z daleka musiało to komicznie wyglądać.

— Wiesz, jak niewiele brakowało? Ile lasek już na to wyrwałeś?

— Kilka. — Powiedział z udawaną skromnością. — Marta, przepraszam. Co ja zrobiłem? Przecież ty masz chłopaka! — zasłonił twarz.

— Tak, no mam, Darka. Myślę, że w innych okolicznościach byście się polubili — patrzyłam na niego, zagryzając wargę. — Jeśli dzisiaj cię dorwie, to będziesz liczył zęby. A ja... nawet nie chce o tym myśleć.

Nawet bez wisiorka, był fajny. To niewinne spojrzenie, słodki łobuz, na którego nie można było się długo gniewać. Wyciągnęłam z kieszeni łańcuszek i ściskałam przez chwilę w dłoni.

— Widziałem was wszystkich na zdjęciach ze ślubu. Mama mi pokazywała, ale od razu cię nie skojarzyłem. Za to jego tak. — Wskazał palcem na grupkę, która właśnie weszła do klubu. — Jego poznaję od razu.

Karol, Ania i Darek weszli do środka, a za nimi wściekła jak osa, sunęła Sylwia, stukając kozaczkami na wysokim obcasie. Nie zauważyli nas i poszli do baru. Sylwia stanęła z komórką przy uchu, nie odbierałam.

— Marta, komórka ci wibruje w spodniach — zwrócił uwagę Antek, trochę zmienionym głosem. Niestety, tym razem ja czułam w dłoni delikatne wibracje meteorytowego kamyka. Pasja, pożądanie, władza, chorobliwa zazdrość, co chciał mi jeszcze powiedzieć?

Chorobliwy Brak Chłopaka - tom 1Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt