2.7. [PRAWDA] Decyzje.

18 10 2
                                    

Doktor Damian równie często co agent Grzegorz, zerkał w lustro. Wydawało mu się, że zarost pozwoli mu wtopić się w szacowne grono pedagogiczne wyższej uczelni i tak było, dopóki nie zaczął słyszeć głosów. Deszcz meteorytów spędził w piwnicy na wydziale, razem ze studentami, którym udzielał korepetycji przed wrześniową sesją poprawkową. Jeden z odłamków rozbił okno i zniszczył doszczętnie jego gabinet. Wtedy uznał, że jest przemęczony, zestresowany i w końcu poszedł na zwolnienie, na czas remontu. Internista odesłał go do psychiatry, a psychiatra przepisał proszki w groszki i zalecił terapię. Zwykle miał tylko dziwne uczucie szumu w uszach, ale od października spotęgowało się i znowu, miał wrażenie, że słyszy swoje słowa powtarzane dziesiątki razy, przez różne osoby. Zaczął nawet nosić słuchawki wyciszające.

Głos jednej ze studentek słyszał wyraźnie, mimo że nie poruszała ustami. Może dlatego, że na sali nie było innych dziewcząt, kobiecy głos odznaczał się na tle szumu innych głosów. Postanowił to sprawdzić i natychmiast pożałował. Gdy stał blisko, około metr od niej, wyraźnie rozpoznawał całe zdania. Zdenerwował się, bo bezczelna dziewucha wcale nie myślała o wykładzie, tylko komentowała jego wygląd. Ale chwila, przecież mu na nim i tak nie zależało.

Pomimo że Rektor niejednokrotnie przypominał, aby jednakowo traktować wszystkich studentów, to nie zamierzał odpuścić Poniatowskiej, między innymi dlatego, że była dziewczyną na typowo męskim kierunku studiów. Na kolejne zajęcia z pierwszym semestrem ogolił się i ubrał, jak sądził młodzieżowo, w klasyczne granatowe jeansy, sneakersy, niebieską koszulę i kamizelkę. Na wierzch narzucił starą kurtkę motocyklową, zamiast czarnego trenczu. Nie wziął ze sobą nawet walizki, tylko klucze, kartę i telefon.

—  Nie wyglądam na cztery dychy  — powiedział zadowolony do lustra. — Najwyżej na trzydzieści pięć, ale nie czterdzieści.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi do gabinetu, wiedział, że za chwilę zapuka Poniatowska i zgłosi nieprzygotowanie do lekcji.

Stałam pod drzwiami naszego profesora od materiałów i dukałam jego nazwisko. Na prostej plastikowej tabliczce widniał napis: Katedra Materiałoznawstwa, dr inż. Damian Stelmaszczyk. Nogi się pode mną ugięty, jakby mało było jednego Stelmaszczyka w moim życiu, a już pojawił się drugi.

— Proszę wejść! — usłyszałam głos ze środka, choć wcale nie pukałam.

Gabinet był pusty i nie było w nim żadnych mebli oprócz prostego biurka. Zamiast krzesła miał wielką zieloną piłkę, taką jak do ćwiczeń. Przy oknie stał jakiś facet, może asystent doktora, a ja znowu zapomniałam języka w głębie.

— Dzień dobry, kiedy przyjdzie Pan Profesor? — spytałam.

— Dzień dobry, Poniatowska. Już mówiłem, że Doktor, nie Profesor. Co cię do mnie sprowadza? Nie masz pewnie pracy domowej — zażartował, ale brzmiało to tak, jakoś ciężkawo i ironicznie.

— Nie poznałam Pana. Wygląda Pan jakoś inaczej.

— Do rzeczy Poniatowska — rzucił zniecierpliwiony.

— Właściwie to kot zrzucił mi laptopa — zaczęłam się tłumaczyć. — Ale mam plik z notatkami w Chmurze i mam tablet — powiedziałam, zanim zdążył wygłosić tyradę o niedouczonych studentkach. — Potrzebuję haseł dostępu, żeby się połączyć z wydziałową siecią, jest zabezpieczona.

— Otworzysz swój plik z laptopa na sali wykładowej, on jest podłączony do rzutnika — powiedział.

Zastanawiałam się, czy jest spokrewniony z Grzegorzem, więc prawie nie słyszałam, co mówi, kiedy patrzyłam w jego lodowato niebieskie oczy.

Chorobliwy Brak Chłopaka - tom 1Where stories live. Discover now