34

27 3 3
                                    

Godzina dziesiąta. Singer i Meta dopiero się przebudzili. Siedzieli na leżącym na podłodze materacu, przygotowanym dla Singera, owinięci kołdrą, oparci o łóżko Mety. Byli tak zmeczeni po podróży, że zasnęli w trakcie rozmowy, nawet nie pamiętali kiedy.

- Dzień dobry... - powiedziała Meta przecierając oczy.

- Hmm... - mruknął Singer. To na razie jedyna odpowiedź na jaką było go stać.

Meta wstała i wyszła z pokoju. Gdy tylko przekroczyła próg usłyszała nieprzyjemny głos ojca.

- No wreszcie wstałaś!

- mhm...

- Byś coś zrobiła a nie tylko śpisz do południa! Co? Znów ja mam obiad robić?

- A kto niby? - pomyślała Meta - to ty tu jesteś rodzicem. Czemu to zawsze ja gotuje dla ciebie...

Minęła ojca bez słowa. Była zbyt zmęczona by chciało jej się wdawać w bezsensowną kłótnie.

- Wystarczy, że cię tyle nie było bo se pojechałaś w pizdu! - ojciec nie przestawał gadać.

- Przecież sam zgodziłeś się na ten wyjazd... - Mruknęła Meta i poszła dalej. Chciała tylko pójść do łazienki a tu już milion pytań.

- I też ja za niego zapłaciłem! - krzyknął za nią ojciec. - I nie idź sobie jak do ciebie mówię! Co to ma być?! Brak jakiejkolwiek wdzięczności!

- Skoro aż tak ci przeszkadza to, że mnie utrzymujesz to czemu mnie jeszcze nie wywaliłeś? - krzyknęła Meta.

- Myślisz, że lepiej by ci się żyło beze mnie? To nie tak łatwo zarobić na mieszkanie!

- A kto tu mówi o mieszkaniu? Jestem świadoma tego, że skończyłabym jako bezdomna i co z tego? I tak dla ciebie to nie robi różnicy.

Meta miała rację. Jej ojciec traktował ją bardziej jak służącą, niż jak swoje dziecko. Nie słuchał jej nigdy, nie obchodziły go jej plany, chciał tylko by wykonywała jego polecenia i chciał, żeby jej przyszłość wyglądała tak, jak on to zaplanował.

Meta wróciła do swojego pokoju. Jej ojciec coś tam jeszcze krzyczał ale Meta miała już dość kłótni z nim. Trzasnęła drzwiami i pokazała środkowy palec w ich kierunku. Westchnęła i odwróciła się. Singer patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.

- Ty tak masz codziennie?

- W te dni kiedy ojciec jest w domu tak.

- Współczuję...

- nie ma sprawy, miałeś gorzej.

- przestań ciągle to powtarzać.

Wtedy ich rozmowę przerwał ojciec Mety, który wparował do jej pokoju.

- I nie trzaskaj mi tu! W ogóle nie okazujesz mi szacunku! Bierz tego swojego kumpla i wypad na dwór!

Meta i Singer w pośpiechu się ubrali i wyszli. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi Singer wykrzyknął:

- ON chce szacunku od CIEBIE?! Na szacunek to trzeba sobie zasłużyć! Traktuje cię jak służkę! Co za cham!

Meta tylko wzruszyła ramionami. Tak już wyglądało jej życie. Starała się tego nie roztrząsać. To tylko kwestia czasu kiedy się wyprowadzi i urwie jakikolwiek kontakt z ojcem. Wystarczy wytrzymać.

Meta i Singer szli schodami klatki schodowej na dół. Singer cały czas gadał.

- Ty mówisz, że my mamy gorzej? Moi starzy chociaż przez dziewiedzisiąt procent czasu byli schlani i spali.

- No a jak mój się schleje to nie śpi... - skomentowała Meta

- Musimy jak najszybciej się stąd wynieść... Ty musisz-

- Wiem. - Przerwała mu Meta - Cały czas dążę do tego.

- To jest chore...

- Nie przejmuj się.

- Znałem twojego ojca już wcześniej i już wcześniej coś mi w nim nie pasowało...

- Nie przejmuj się.

- Ale to jak cię traktuje przechodzi ludzkie pojęcie!

- Singer - Meta złapała chłopaka za ramiona i spojrzała mu w oczy. - Nie przejmuj się. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście.

Singer podziwiał to jak Meta jest w stanie optymistycznie patrzeć na swiat, nawet w takiej sytuacji. Gdyby on był w podobnej pewnie już by się pochlastał a ona? Mówi, że to nic poważnego i potrafi logicznie myśleć by znaleźć rozwiązanie. Naprawdę to podziwiał.

MetalowcyWhere stories live. Discover now