12

23 4 0
                                    

Jayaj Jung zawsze nosił ze sobą zielone karteczki

Rất tiếc! Hình ảnh này không tuân theo hướng dẫn nội dung. Để tiếp tục đăng tải, vui lòng xóa hoặc tải lên một hình ảnh khác.

Jayaj Jung zawsze nosił ze sobą zielone karteczki. Zazwyczaj miał ich przygotowanych pięć na dany dzień. Karteczki zawierały adres S-Vil, wraz ze wskazaniem numeru sali, w której odbywały się przesłuchania, oraz miejsce na wpisanie daty i godziny.

Na bileciku będącym przepustką do undergroundowego świata Arsonu, który otrzymał Garam, widniała informacja wyznaczająca jego casting już na następny dzień, o godzinie dziewiętnastej.

Wpatrywał się w sztywny kartonik jeszcze długą chwilę po tym, jak Jay opuścił salę, nie wypowiedziawszy już ani słowa. Za to Garam chciał jeszcze cokolwiek powiedzieć, lecz głos uwiązł mu w gardle. Nie pożegnał się więc, nie podziękował, nie powiedział, ile to dla niego znaczy. Ale może to i lepiej? Jeszcze by się dodatkowo zbłaźnił. Zresztą, nie było nic więcej do powiedzenia. Timothy miał rację ‒ Garam został zaproszony na casting do Arsonu i kompletnie nie wiedział, co z tym zrobić.

Był w takim szoku, że zupełnie zapomniał o umówionym spotkaniu. Co prawda zdążył na autobus i dojechał do domu o sensownej godzinie, ale kiedy doczłapał się do pokoju i położył na łóżku, czuł, że nie jest w stanie zrobić nic więcej. Leżał więc tylko i gapił się w sufit, oczyma wyobraźni rysując na nim drzewko decyzyjne.

Casting w S-Vil był zaszczytem. Zaproszenie oznaczało, że zaimponował liderowi Arsonu, o czym przecież zawsze skrycie marzył. Nawet gdyby na przesłuchaniu mu nie poszło, wciąż byłby jednym z tych, którzy w ogóle mieli szansę się zaprezentować.

Z drugiej strony nie tańczył takiego stylu, więc w ogóle nie rozumiał, dlaczego został zaproszony. Był z góry skazany na porażkę. Już wyobrażał sobie, jak staje na środku sali, choreograf każe mu wykonać jakiś ruch, a on kręci głową i cicho przyznaje, że nie potrafi tego zrobić. Widział zawód, rozczarowanie i poirytowanie w oczach Jaya. Nikt nie byłby zadowolony, marnując czas na kogoś, kto się zwyczajnie nie nadaje do dołączenia do grupy. Po co go zapraszał? Nawet jeśli uważał, że Garam szybko się uczy, musiał też zdawać sobie sprawę z tego, że drastycznie zaniżałby poziom Arsonu.

Garam miał teraz dwa wyjścia. Pierwsze ‒ pojechać do S-Vil i dać z siebie wszystko, nie myśląc o tym, czy się dostanie, czy nie. Gdyby się dostał, byłoby wspaniale. Trenowałby trzy razy ciężej, aby dorównać pozostałym tancerzom, a przynajmniej nie odstawać od nich zbyt mocno. Jeśli jednak by się nie dostał, nic by się nie zmieniło. Po prostu musiałby się zmierzyć z rozczarowaniem lidera, ale jakoś by to przełknął.

Drugie ‒ nie jechać wcale i zapomnieć o całym zdarzeniu. Przecież nikt go do tego nie zmuszał, casting nie był obowiązkowy. Mógł go zwyczajnie olać. To by było bardzo głupie, ale nie musiałby się stresować ani mierzyć z ewentualną porażką. Jednak odmowa wzięcia udziału w castingu równałaby się utracie jakiegokolwiek kontaktu z Jayem. Nie żeby teraz mieli jakiś kontakt, ale w końcu tancerz się do niego odezwał i nawet kazał mówić do siebie po imieniu.

Pas de deuxNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ