Rozdział 7

1.1K 57 12
                                    

Siedziałam na stołówce, czułam że coś jest nie tak. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Idę do kibla. - powiedziałam do Noah, bo obok niego siedziałam.
- Okey.
Wyszłam z niej szybkim krokiem, a gdy drzwi od niej się zamknęły puściłam się biegiem do najbliższej łazienki. Na moje nie szczęście była to toaleta męska. Zamknęłam się w najbliższej kabinie. Wdech wydech powtarzałam sobie, a nogi mi się trzęsły, usiadłam na klapie kibla. Spokojnie, czemu teraz?! Ach! Atak paniki, poprostu cudownie. Zastanawiałam się czy nie napisać do Noah, ale mój telefon został w moim plecaku na stołównce. Po moich policzkach ciekły łzy, starałam się łapać powietrze i jednocześnie nie wydawać z siebie dźwięku, miałam ochotę krzyczeć ale wiedziałam że nie mogę. Czułam lęk. Co jest ze mną nie tak?! Uspokój się debilko, bo zarz zemdlejesz. Coraz trudniej było łapać mi oddech, czułam że nad sobą nie panuje, ręce i nogi mi się trzęsły. Byłam tylko ja i lęk. Usłyszałam że ktoś wchodzi do łazienki, spojrzałam na zamek od kabiny czy na pewno jest zamknięty, na szczęście był. Po chwili usłyszałam jak zamek od kabiny obok się zamyka. Uff, nikt za mną nie przyszedł. Jest źle.

Spojrzałam na mój smartwatch, napisał do mnie Noah. Ledwo widziałam przez łzy, ale udało mi się odpisać.
❤️Noah❤️
Wszystko w porządku?
Ja
Nie
❤️Noah❤️
Gdzie jesteś?
Ja
Męski kibel najbliżej stołówki pierwsza kabina
❤️Noah❤️
Idę do ciebie
Po kilku sekundach ktoś wszedł do łazienki.

Usłyszałam pukanie do mojej kabiny, otworzyłam zamek.
- Atak?
Pokiwałam głową. Chłopak zamknął drzwi na zamek, i kucnął przy mnie, ledwo oddychałam a przed oczami miałam mroczki.
- Ej, oddychaj, wdech. - mówił trzymając mnie za ręce. - Wydech.
Nic to nie dawało. Po chwili usłyszałam dzwonek, zaczęłam się stresować.
- Spokojnie, czas nie jest ważny. Jeszcze raz wdech, i wydech idzie ci coraz lepiej.
Wcale nie.
Nogi i ręce mi się nadal trzęsły. Noah usiadł opierając się o drzwi kabiny.
- Jestem tu.
Zaczęło mnie mdlić i brzuch mnie bolał, czułam jak serce mi wali. Usiadłam powoli obok niego, bo w głowie mi się kręciło, i bałam się że upadnę.
- Spokojnie.

Nie wiem ile minęło, ale w kabinie siedziałam z Noah do kolejnego dzwonka na przerwę.
- Już jest lepiej?
- Tak.
- Wracamy do domu.
- Nie, bo zadzwonią do Vincenta.
- Nie pójdziesz na lekcję, a ja cię nie zostawię, twój atak trwał ponad godzinę, jesteś wyczerpana.
- Wracamy do domu? - zapytałam.
- Tak.
- Idziemy teraz czy czekamy do końca przerwy? - zapytał.
- Teraz. Nie chce mi się siedzieć dłużej w tym kiblu.
Wstaliśmy z podłogi i wyszliśmy z łazienki. Gdy szliśmy korytarzem wszyscy na nas patrzyli. Gdy byliśmy już prawie przy główny wyjściu musieliśmy spotkać braci Monet. Shane, Dylan i Tony. Chcieliśmy przejść niezauważeni ale Moneci zagrodzili nam drogę.
- Gdzie się wybieracie? - zapytał Dylan.
- Nie wasza sprawa. - powiedziałam, czułam się wyczerpana.
- Nasza. - warknął najstarszy.
- Przecież to nawet nie wasza siostra, więc co wam do tego.
- Co? - zapytał Tony.
- Gówno, nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz. - może nie było to zbyt dojrzałe ale trudno.
Wyminęliśmy ich i podeszliśmy motoru. Wsiedliśmy i odjechaliśmy.
- Szybciej! - wrzasnęłam.
- Okey!
Dojechaliśmy do willi.

Usiadłam przy stole a Noah przy płycie indukcyjnej.
- Obiad?
- Nie chce. Może położymy się w salonie i obejrzymy jakiś film.
- Alex, nie wymigasz się od posiłku.
- Proszę, nie jestem głodna.
- W szkole nic nie zjadłaś, śniadanie ci odpuściłem, teraz musisz coś zjeść.
- Nie dam rady, rozumiesz? Jak coś zjem to zwymiotuje.
- Młoda - kucnął przy mnie i spojrzał mi w oczy. - Nie musisz jeść dużo, ale zjedź co kolwiek. Makaron ze szpinakiem i mozzarellą, co ty na to?
- Ale ty zrobisz?
- Z twoją pomocą.
- Niech będzie.
Wstałam z krzesła a Noah delikatnie mnie pocałował.
- Jesteś tak silna.
- Nie jestem, ja tylko zakładam maskę tak samo ty.

____________________________________________
Siema, rodział ma 627 słów. Jak wam minął dzień? Mi dobrze.

Nieidealna siostra monetWhere stories live. Discover now