Rozdział 35

377 29 9
                                    

- Nadal to robisz? - zapytałam. - Nadal się przypalasz?
Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, trochę jakby było mu wstyd.
- Tak, staram się nie, ale to trudne.
- Wiem jakie to trudne.
Siedzieliśmy w ciszy.
- Nie czuje się na dwanaście lat.
Uśmiechnął się, ale nie wesoło.
- Miałem kiedyś tyle lat, też nie czułem się na tyle ile miałem. Chciałem być dzieckiem, jednocześnie zastępywać bratu ojca, bo reszta nas zostawiła.
- Być dzieckiem, ale czując się zbyt dorośle na dziecko. - uśmiechnełam się kwaśno.
- Dokładnie, co Ci zrobił?
- Noah, Noah zrobił mi wiele okropnych rzeczy.
- Co było najgorsze?
- Szantarze, i, i. - w moich oczach pojawiły się łzy.
- Zgwałcił cię?
- Zaszantażował mnie, powiedział że jeśli się z nim nie prześpię, to, to. - zakryłam sobie usta dłonią, by nie zaszlochać.
Xander delikatnie złapał moją dłoń.
- To?
- To wyjawi wszystkie moje sekrety i tajemnice.
- Zrobiłaś to?
- Nie miałam wyboru, mój umysł chciał to wymazać, ale ja nie chciałam.
Przytuliłam się do niego.
- Spokojnie, możesz mi wszystko powiedzieć. - głaskał mnie uspokajająco po plecach.
- Nie był zadowolony, powiedział że jestem słaba w łóżku, wtedy myślałam że mam trzynaście lat, tak naprawdę miałam dziesięć. Traktował mnie jak lalkę, moim ciałem sprawiał sobie przyjemność.
- To okrutne, wtedy on też myślał że masz trzynaście lat?
- Tak.
- I, i tak chciał z tobą uprawiać seks?
- Pociągało go to, moje dziecięce ciało.
- Psychol, powiedziałaś o tym komuś?
Spojrzałam w jego oczy.
- A komu niby miałam powiedzieć? Nikogo nie było, a on, on był moim bezpieczeństwem, byłam głupia i byłam tylko dzieckiem, które opanowywała choroba.
- Byłaś i jesteś wrażliwa. - powiedział. - Ma to swoje plusy i minusy, na pewno więcej minusów, ale dałaś radę i przetrwałaś.
- Skąd mnie znasz? - zapytałam.
- Mieszkaliśmy w jednym bloku, często cię widziałem, wychodziłaś często na samotne spacery, najczęściej tam gdzie kręciło się najwięcej dziwnych typów. Zwykle wtedy płakałaś, szedłem za tobą by nic Ci się nie stało, martwiłem się o ciebie, choć byłaś obca.
- Kojarzyłam cię, widziałam cię często jak siedzisz na klatce schodowej, bałeś się wracać do domu?
- Nie chciałem tam wracać, w wielodzietnych rodzinach, to te najmłodsze dzieciaki mają najciężej, to te dzieci słuchają nie tylko kłótni rodziców, ale też tych rodzeństwa, jak i kłótni rodziców z rodzeństwem, widzą jak rodzice biją ich rodzeństwo, to zwykle my opatrujemy im rany. Często starsze dzieciaki mają problem do tych młodszych i słyszą że to przez młodszych tak jest w "domu".
- Ile was było?
- Najstarszy był Samuel, ma teraz trzydzieści lat, dalej Logan ma dwadzieścia dziewięć lat, dalej Gabriel ma dwadzieścia sześć lat, kolejni są Zachary, Henry i Charli mają dwadzieścia pięć w tym roku, to trojaczki, i Mark który ma dwadzieścia dwa, to pod jego opieką jestem ja i Anthony. I była jeszcze Stella, jedyna dziewczynka, bliźniaczka Anthonego. Wszyscy spaliśmy w jednym pokoju, najstarsi na podłodze żebyśmy my mogli spać normalnie na łóżkach, w pokoju było jedno piętrowe i zwykłe, to na tym pojędyńczym spała Stel. To mnie najbardziej obwiniali za takie życie, nadal to robią.
- To smutne, przecież to nie twoja wina.
- Moi bracia sądzą inaczej, przez to że nie mamy tych samych rodziców, Anthony ma z nimi tego samego ojca, ale mają inne matki, ja mam z nim tą samą matkę, więc tak naprawdę z ręszta dużo mnie nie łączy, nie uważają mnie za swojego brata.
- Żyliście w tyle osób w jednym pokoju?
- Tak, zero prywatności, jedna łazienka na tyle osób, i czasem cieszę się że Stel umarła, przynajmniej nie musiała w tym żyć. Często ktoś brał prysznic a w tym czasie jeszcze ktoś się załatwiał, a ktoś mył zęby. - skrzywił się lekko. - Zdarzało się że ojczym wparowywał do łazienki i rzygał do kibla albo umywalki.
- Fuu.
Wzruszył ramionami.
- Tak było, starsi chcieli prywatności, której nikt nie był w stanie zapewnić.
- Nikt nigdy nigdzie tego nie zgłosił?
- Wszyscy mieli to w dupie, bo kogo to interesuje co się dzieje za zamkniętymi drzwiami? Nikogo.
- Słyszałam czasem krzyki z waszego mieszkania. - przyznałam.
- Były codzinnością, czasem wychodziłem z domu i przez całą noc spacerowałem po ulicach, byle by tam nie wracać. Zdarzało się że któryś z nas wychodził z domu i spał na ławce, bo to wydawało się lepsze.
- Dziękuję że mi o tym mówisz.
- Nie mam po co tego ukrywać, dzieciństwa żadnemu z nas to nie zwróci.
Przytulił się do mnie.

Postanowiliśmy że jedne wagary nam nie zaszkodzą, więc siedzieliśmy pod ogromnym drzewem w jakimś parku.
- Jak teraz jest? - zapytałam.
- Inaczej, chodzimy do bogatej szkoły z bananowymi dziećmi.

Nieidealna siostra monetWhere stories live. Discover now