Rozdział 36

334 27 15
                                    

On potrzebował bezpieczeństwa, którego ja nie byłam wstanie mu zapewnić. Nie chciałam by moje problemy przeszły na kogokolwiek. Położyłam głowę na jego ramieniu.
- Wiesz że pewnie moi bracia próbują się do mnie dodzwonić? - zapytałam. - Powinnam sprawdzić telefon.
- To sprawdź, pewnie będziesz mieć niezły ochrzan, serio masz trzech ochroniarzy?
Zaśmiałam.
- Kiedyś miałam piątkę.
- Żyliśmy w dwóch różnych światach, a i tak skończyliśmy z problemami.
- Czekaj, oddzwonię do Vincenta.
- Tak? - usłyszałam po kilku sygnałach.
- Hey, dzwoniłeś do mnie.
- Sądzę że wiesz dlaczego.
- Nigdy nie robiłeś sobie wagarów?
- Alexa, masz na nazwisko Monet, nie możesz robić takich rzeczy.
- Mam trzech ochroniarzy, nic mi nie będzie.
- Uprzedzaj mnie o takich wybrykach, wszyscy się martwiliśmy.
- Nie no, nie wierzę, wielki Vincent Monet, nie pokazujący emocji, się martwi. Słodko.
- Alexa, to nie są żarty.
- Daj mi trochę wolności, i normalności, jak raz pójdę na wagary nic się niestanie, świat się nie zawali.
- Nie chodzi tylko o to że poszłaś na wagary, a o to że mnie nie uprzedziłaś.
- Następnym razem cię uprzedzę.
- O której wrócisz do domu?
- Będę pod szkołą o szesnastej, tak jak kończę lekcje, wrócę z Tonym.
- Dobrze. - rozłączył się.
- Myślałam że pójdzie gorzej.
Siedzieliśmy w ciszy rozkoszując się nią.
- Miller?
- Tak?
- Po kim masz to nazwisko?
- Po matce.
Milczeliśmy. Przymknęłam oczy.

- Alexa?
- Tak?
- Znamy się chwilę, a wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek.
Uśmiechnęłam się.
- To był twój numer, prawda?
- Co?
- Napisałeś do mnie ostatnio, mam rację?
- Tak, ale o co Ci chodzi?
- O nic, chciałam poprostu wiedzieć.
- Będziesz? Muszę wiedzieć czy poprostu mnie nie zostawisz.
- Na wieków wieku, czy jakoś tak.
- Nikomu nie wygadasz?
- A po co? Jeśli ty zdradzisz komuś moje tajemnice ja zdradzę twoje, oko za oko, ząb za ząb,  pamiętaj Miller.
- Nie zadzierać z tobą?
- Ja nie mówię o sobie, za mną stoi piątka braci i siostra, jeśli zrobisz coś mnie, oni cię złamią i psychicznie i fizycznie.
- Nie zamierzam Ci nic robić, chce Ci pomóc.
- A ja pomogę tobie. Wyjdziemy z tego.
- Będziemy normalni? - zapytałam.
- To nadal będziesz w naszych wspomnieniach, ale nie w nas.
- Filozof z ciebie.
Objął mnie ramieniem.
- Wiesz czego w mojej rodzinie nie było? - zapytał.
- Czego?
- Wstydu.
Zaśmiałam się.
- Przepraszam. - powiedziałam zasłaniając ręką usta. - Ale to śmiesznie zabrzmiało.
- Masz ładny uśmiech, czemu go zakrywasz?
- Nie wiem, nigdy nie zwróciłam na to uwagi.
- Za każdym razem jak się śmiejesz to zakrywasz usta.
- Usłyszałam kiedyś, że jak się uśmiecham to wyglądam grubo i jak idiotka.
- Wyglądasz pięknie gdy się uśmiechasz. Nie zakrywaj go.
Wyszczeżyłam się do niego.
- Dokładnie tak.
Położyłam się na trawie, a głowę na jego udach.
- Nie za wygodnie Ci?
- Nie, jest idealnie.
Bawił się moimi włosami, a ja patrzyłam na jego oczy, to w nich można zobaczyć najwięcej. W jego było widać mądrość, i dorosłość, ale i spokój, opanowanie, i jakby zrozumienie, był zamyślony, jego oczy były takie ładne, zielone jak mech albo jak szmaragd, a momentami jak wiosenne liście na drzewach, świerza trawa.
- Nad czym myślisz? - zapytałam.
- Nad wszystkim i niczym. - jego oczach zalśniły łzy.
- Co się dzieje?
- Nic, wszystko jest w porządku.
- Nie jest, prawda?
- Myślę nad przeszłością.
Widać było że próbuje się nie rozpłakać.
- Nie zrobisz już z tym nic.
- Ale mogę nad tym myśleć.
Starłam mu z policzka łzę.
- Przeszłość jest ciężka, a żyjąc nią przyszłość będzie jeszcze cięższa. - powiedziałam.
- Wiem.

Do domu wróciłam z Tonym, i od razu Vincent zaprosił mnie do biblioteki.

Nieidealna siostra monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz