Rozdział 6

53 2 0
                                    

Szliśmy pustymi korytarzami w całkowitej ciszy. Nie była krępująca, a raczej kojąca. Nie czułam potrzeby rozmawiania z Malfoy'em, a on nie czuł potrzeby rozmawiania ze mną. I to było dobre. Bo byłam pewna, że jeśli któreś z nas otworzy usta od razu zaczniemy się kłócić. A w ciszy był znośny.

Mimo tego, że byłam w środku dłuższą chwilę dalej drżałam z zimna. Theo nie nalegał na to, abym oddała mu płaszcz, ale czułam, że nie powinnam go zatrzymywać nawet jeśli teraz tego żałowałam. Zdecydowanie przemarzłam i mogło się to źle skończyć. Odpięłam bluzę, która kleiła mi się do rąk i zdjęłam ją przewieszając przez ramię. Nie było dla mnie nic bardziej irytującego jak to gdy mokry materiał dotykał mojej skóry.

— Siedzenie w deszczu bez płaszcza było głupotą Taylor. — skomentował Malfoy przerywając tę błogą ciszę między nami.

— Co ty nie powiesz?— zerknęłam na niego unosząc brew. Co za łeb z niego. Nie wpadłam na to. — Poza tym nie padało jak wychodziłam.

— Ale pogoda była chujowa. Jak to jest, że Parkinson umiała się normalnie ubrać, a ty nie?— spojrzał na mnie kątem oka. Przewróciłam oczami na jego uwagę.

— Jak to jest, że Zabini ma coś w głowie, a ty jesteś głupi jak but?— prychnęłam krzyżując ręce pod piersiami. Malfoy zaszedł mi drogę stając przede mną przez co się zatrzymałam. Podniosłam nieco głowę spoglądając na niego.

— I mówi mi to osoba przemoczona do samych majtek. — powiedział z kpiną w głosie.

— A dalej ty wychodzisz na głupiego. — uśmiechnęłam się patrząc prosto w jego oczy. Zacisnął szczękę.

— Ty się prosisz od dłuższego czasu Taylor.— powiedział poirytowany.

— Było się nie odzywać. Możemy iść dalej?— spytałam odwracając wzrok gdzieś za niego. Było mi zimno, mokro i nie czułam się na siłach, żeby kłócić się z nim teraz. Wolałabym dojść już do Blaise'a i zająć się nim.

— Na twoim miejscu byłbym miły bo to ty czegoś ode mnie chcesz. A zawsze możesz skończyć zamknięta w jakimś dziwnym miejscu. — powiedział mi do ucha na co przewróciłam oczami nic już nie mówiąc. Dupek. — Tak też myślałem.

Po tych słowach odwrócił się przyspieszając. Zrobiłam to samo nie wchodząc z nim w już żadną interakcje aż do samego dormitorium. Tam wyminęłam go w progu ruszając w stronę łóżka na którym leżał Zabini.

— Możemy pogadać?— spytałam siadając obok, a chłopak otworzył oczy spoglądając na mnie, a następnie na Malfoy'a.

— Powiedziałeś jej?! Jak mogłeś?!— prychnął siadając i patrzył z wyrzutem na Draco.

— Nie jesteś mistrzem w chowanego. — westchnął Malfoy i podszedł do szafy szukając sobie czegoś na przebranie, a następnie zniknął w łazience. 

— Ale z ciebie cwel.— prychnął Blaise i przeniósł wzrok na mnie. — Co chcesz?

— Wiem co mówiłeś przed treningiem i wzięłam to pod uwagę, ale Theo jest miły. Nie sądzę, żeby miał złe zamiary i nie rozumiem dlaczego ty tak uważasz. — powiedziałam ściągając buty i przesunęłam się w tył krzyżując nogi.

— Sophie to trochę bardziej skomplikowane. Po prostu mi zaufaj. — spojrzał na mnie poważniej niż kiedykolwiek.

— Ufam ci, ale nie jestem małą dziewczynką, której trzeba pilnować. Umiem dobierać znajomych i nie możesz mi ich wybierać.— przegryzłam wewnętrzną część policzka patrząc na ciemnoskórego. Może miał powód, żeby próbować mnie ochronić. Ale jeśli nie chciał mówić wprost to nie powinien mi zabraniać czegokolwiek.

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now