Rozdział 26

57 3 2
                                    

Westchnęłam cicho spoglądając w bok.
Przecież bym go nie skrzywdziła naprawdę. Chyba.

— Nic bym mu nie zrobiła.— stwierdziłam spoglądając w oczy Draco.

— Nawet nie wiesz jak blisko było. Może na to zasłużył, ale panuj nad sobą. Kto jak kto, ale do Azkabanu się nie nadajesz Taylor. I wątpię, żebyś o tym marzyła. — powiedział patrząc na mnie.

— Wyolbrzymiasz. — mruknęłam odsuwając się na co się roześmiał.

— No tak, wszyscy się mylą, ale ty jesteś nieomylna, nad wszystkim panujesz i wszystko wiesz. — prychnął przewracając oczami.

— Nie bądź uszczypliwy Malfoy. Przecież wiesz, że to prawda.— powiedziałam uśmiechając się mimowolnie.

Draco spojrzał na mnie poważnie i po chwili sam parsknął śmiechem kręcąc głową. Usiadł bezradnie na kanapie śmiejąc się cicho.

— Jesteś kurwa niemożliwa. — spojrzał na mnie opierając ramiona na oparciu kanapy. Posadziłam tyłek na fotelu. — Co ja mam z tobą zrobić Taylor?

— A czujesz potrzebę, żeby cokolwiek ze mną robić?— uniosłam brew patrząc na niego.

— Nie w tym sensie. — spoważniał zabierając ręce z oparcia i oparł je na kolanach. — Ja rozumiem, że być może  zżerała cię ciekawość, ale to, że się zgodziłaś z nim pogadać nie było popisem odpowiedzialności. A gdybyś została z nim sama i by czegoś próbował? Skąd wiesz, że odpuścił?

— Nie wiem tego, ale nie widzę powodu, żebym miała go nie wysłuchać. Nie planuje znowu dać się omamić i iść za nim w zaparte. — powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.

— A za pierwszym razem to planowałaś? Pansy i Blaise bardzo się martwią o ciebie, zresztą jak większość. — westchnął poprawiając krawat. — Zachowywanie się teraz jakby nic się nie stało to złe podejście Taylor. Nie możesz tak robić.

— I kto tu pozjadał wszystkie rozumy?— prychnęłam wstając bo zaczynałam się irytować. — Nie planowałam tego za pierwszym razem, ale teraz wiem co i jak, wtedy nie miałam pojęcia. Nie musisz mi matkować.

— Ja ci wcale nie matkuje. Próbuje ci udowodnić jak poważna jest sytuacja w jakiej się znalazłaś. Nie moja wina, że tego nie rozumiesz.— stwierdził obserwując mnie.

— Nie chcę mi się już o tym gadać. Temat zamknięty moim zdaniem. — minęłam go ruszając w stronę schodów, ale złapał mnie za nadgarstek.

— Wróć. — powiedział stanowczo cofając mnie za rękę. — Usiądź i nie uciekaj od tematu.

— Wcale nie uciekam. — spojrzałam na niego poważnie.— Po prostu mam dosyć tego tematu i chce ruszyć do przodu, czy to źle?

— Złe jest to, że nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Że chcesz z nim rozmawiać i wszystko inne jakby nic się nie stało. Nie może tak być. — wstał gdy próbowałam zabrać rękę i zacisnął palce na niej mocniej.

— Powiedziałam, że nie chce o tym rozmawiać. Puść mnie i przestań gadać o tym. — prychnęłam poirytowana jego słowami.

Okej, może i miał rację, ale nie chciałam o tym słyszeć. Wolałabym wyprzeć to z świadomości i udawać, że nigdy do tego nie doszło. Po co te wszystkie rozmowy?

Malfoy westchnął głośno i gdy udało mi się wyrwać rękę złapał mnie za ramiona odwracając w swoją stronę. Jedną ręką dalej trzymał moje ramię, a drugą złapał moje policzki podnosząc moją głowę tak, że musiałam na niego spojrzeć.

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now