Rozdział 44

43 2 1
                                    

Gdy tylko weszłam do dormitorium zobaczyłam tam Blaise'a. Leżał na łóżku Pansy rozwalony jak żaba na liściu i uśmiechnął się gdy mnie zobaczył.

— No, żebym to ja się dowiadywał ostatni? Dlatego Malfoy wyrzucił mnie z dormitorium?— spytał z uśmiechem, ale mnie nie było do śmiechu teraz.

Coraz bardziej docierał do mnie fakt, że pokazałam mu, że wygrał. Odkryłam siebie i swój pociąg do niego. Bardziej niż pewny był dla mnie fakt, że będzie to wykorzystywał. Mam oficjalnie przejebane. Bardziej niż kiedykolwiek.

— Wracaj tam. Ja nigdzie nie idę.— warknęłam i usiadłam na swoim łóżku.

— He? Dopiero co mówiłaś, że tak. Co się stało przez dwie minuty— spytała Pansy nie rozumiejąc mojej złości. Wcale się nie dziwiłam bo wychodziło na to, że moje życie zmieniało się szybciej niż sama ogarniam.

— Astoria pewnie chętnie opowie.— powiedziałam spoglądając na przyjaciół. Oboje zacisnęli usta spoglądając na siebie i potem znów na mnie.

— Sophie mam z nim pogadać?— spytał Blaise wstając. Przesiadł się do mnie i objął ramieniem przytulając. Rozważałam to, ale pokręciłam głową.

— Sama to załatwię. Nie musicie się martwić czy mieszać.— powiedziałam przytulając Zabini'ego.

— Jesteś pewna? Wsparcie może ci się przydać.— Pansy usiadła z drugiej strony po czym objęła mnie.

— Dziękuje wam, ale chce zrobić to sama. Potraktował tak mnie, nie was. Jeśli mogę tylko o coś prosić to nie chce, żebyście się wtrącali. — powiedziałam już spokojnie odsuwając od przyjaciół.

— Mam wrażenie, że nie skończy się to dobrze.— westchnęła Pansy. Miała dobre wrażenie i wiem, że wolałaby pomóc, jakoś załagodzić sytuację. Ale ja nie chciałam jej łagodzić. Nie chciałam rozwiązywać tego rozsądnie i spokojnie. Chciałam nabroić.

— Może i nie, ale nie chce, żeby zawsze ktoś mi stał za plecami. Malfoy jest kutasiarzem i chce się z nim rozprawić sama, po swojemu. Mogę?— wstałam odwracając się do nich. Pansy chciała coś powiedzieć, ale Blaise zakrył jej usta.

— Tylko nie przesadź.— poprosił Zabini, a ja się uśmiechnęłam. 

Nigdy nie przesadzam. Nie jestem ogrodnikiem.

***** ***

Blaise siedział do późna, a potem wrócił do siebie. Oboje obiecali nie mówić Malfoy'owi dlaczego nie przyszłam. I dobrze. 
Natomiast mnie całość dobiła naprawdę mocno bo nie mogłam spać. Całą noc gapiłam się w ciemny sufit rozmyślając o mojej chujowej sytuacji. 
To nie tak, że łudziłam się i liczyłam na wielką zmianę. Ale wydawało mi się, że szanuje mnie na tyle, żeby odpuścić sobie Astorie. Kurwa no każda, ale ona? Byłam wściekła na tego blondaska. Raz postanowiłam mu zaufać w jakiś sposób i zjebał na całej linii. To mi udowodniło, że nie warto. Draco był przeżarty przez swój świat i nie liczył się z niczym co było dalej. Nie widział nic więcej poza sobą i był w centrum. Był egocentrykiem i to mnie martwiło najbardziej.

I z takimi myślami leżałam całą noc, pielęgnując złość i nienawiść do tego czarodzieja. Ale musiałam wstać. Założyłam szate i wyszłam z dormitorium na śniadanie. 
Człapałam wolno za przyjaciółmi pogrążona w myślach dopóki nie poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię. Spojrzałam na Pansy, która wskazała Malfoy'a stojącego kawałek od nas. Patrzył na mnie, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały pokazał palcem, żebym podeszła. Patrzyłam tak kilka sekund walcząc ze sobą. 

Przecież się go nie boję. Co może mi zrobić? Pasem mnie nie zbije, a przecież jaki jest lepszy sposób na takiego egoistę jak nie ignorancja?
I to zaważyło. Odwróciłam głowę biorąc Pansy i Blaise'a pod ręce, a potem przyspieszyłam wchodząc do Wielkiej Sali. Chciałam się odwrócić, zobaczyć jego wyraz twarzy, ale nie mogłam. Wyobrażałam sobie najpierw niezrozumienie, a potem gniew. I na to liczyłam. Jeśli będzie trzeba, doprowadzę go do szaleństwa. Niech nie myśli, że może wszystkich tak traktować. 

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now