Rozdział 40

56 2 1
                                    

Weszłam do mojego dormitorium przerywając Blaise'owi i Pansy chyba grę wstępną bo odskoczyli od siebie jak poparzeni, a ja automatycznie przycisnęłam ręce do oczu.

— O cholera Sophie wybacz.— zaczęła zdenerwowaną Pansy, nie musiałam na nią patrzeć, żeby wiedzieć jak czerwona się zrobiła.

— Nie, nie, nie, nie przepraszaj. Już wychodzę.— powiedziałam szybko na oślep łapiąc klamkę.

— Sophie nie musisz.— próbował mnie zatrzymać Blaise, który ku mojemu zaskoczeniu był niezwykle spokojny.

— Ale chcę. Do zobaczenia na obiedzie!— po tych słowach wręcz uciekłam z dormitorium i oderwałam rękę od oczu.

Westchnęłam ciężko spoglądając na drzwi. Byłam mocno skrępowana, ale bardziej mnie dobił fakt, że nie miałam gdzie siedzieć. Oni byli u mnie, Malfoy z Cho pewnie zaraz pójdą do niego, a ja zostałam sama. No tak.

Wróciłam do Pokoju Wspólnego ponownie przerywając tchórzofretce, która tym razem się zirytowała. Odsunął Cho od siebie i popatrzył na mnie.

— Kręcisz się jak gówno w przeręblu, jak chcesz popatrzeć po prostu powiedz.— stwierdził Malfoy uśmiechając się złośliwie.
Nie spojrzałam na niego kierując się do wyjścia.

— Pierdol się. — rzuciłam wychodząc z Pokoju Wspólnego.

Wyszłam z lochów kierując swoje kroki w stronę wyjścia na błonie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a że nie miałam ochoty przesiadywać w bibliotece to może świeże powietrze mi jakoś pomoże wszystko poukładać.

Po opuszczeniu Hogwartu skierowałam się w jakieś odosobnione miejsce i tam usiadłam na trawie. Oparłam plecy o budynek i przymknęłam oczy.
W mojej głowie zaczęły się pojawiać myśli dotyczące mojej sytuacji. Kibicowałam Pansy i Blaise'owi od dawna, ale przewidywałam taki obrót sytuacji. W końcu też chcieli pobyć ze sobą, nie musieli mnie pytać o zdanie czy uprzedzać. To byłoby dziwne.
Chociaż już zaczęłam odczuwać jak ciężko będzie na dłuższą metę z tym. Szczególnie jeśli zaczną więcej czasu spędzać ze sobą to kto mi zostanie? Malfoy? Byłam w chujowej sytuacji bo nie znałam nikogo więcej tak naprawdę. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, ale teraz, gdy miałam świadomość, że takich sytuacji z czasem będzie więcej, zaczęłam żałować. Mogłam poznać kogoś więcej i nie siedzieć teraz sama ze sobą. Pół biedy gdyby poszli do dormitorium chłopaków, wtedy poszłabym spać do obiadu albo chociaż posiedziała tam. A teraz zajęte było moje dormitorium, póki co Pokój Wspólny i zaraz dorm chłopaków. A nie będę się szlajać po Hogwarcie i czekać aż wpadnę na kogoś przez co będę musiała rozmawiać z ludźmi.
Lub co gorsza trafię na Pottera z przydupasami i będę słuchać o moim incydencie z poprzedniej nocy.

Usłyszałam odchrząknięcie przez co otworzyłam oczy. Uniosłam brew wiedząc rudzielca przed sobą, a z półtora metra za nim stała Hermiona i Potter.
Zaczynam myśleć, że zbieram za całą szkołę. Albo przynajmniej za Harry'ego bo ten debil ma szczęście jak nikt.

— Nie wiem, nie mam, nie potrafię. — powiedziałam i zamknęłam oczy licząc, że się odwali.

— Co?— spytał na co westchnęłam ostentacyjnie. — Chciałem pogadać o tym co wczoraj zrobiłaś.

Zacisnęłam szczękę czując jak wzrasta we mnie irytacja. Trochę to nie fair. Malfoy też był ze mną, Hermiona go widziała, a to ja zbieram opierdol. Niby dlaczego? Bo Malfoy to Malfoy i nie ma sensu z nim gadać? Co mnie to obchodzi? Są nieuczciwi.

— A dajcie mi święty spokój co? Gadajcie z Draco. — prychnęłam wstając, żeby zmienić miejscówkę. Obrzydzili mi ją.

— Nie ma sensu z nim gadać.— wtrącił się Harry podchodząc razem z Hermioną.

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now